Pandemia wiele rzeczy do góry nogami zmieniła. Okazało się, że można wniosek czy podanie w urzędzie bez wychodzenia z domu z łatwością złożyć, zajęcia na uczelni przeprowadzić oraz audycje telewizyjne zrealizować. To trzecie zjawisko przywlekło mnie tutaj dzisiaj, a konkretniej rozmowy z gośćmi przez skajpaje i inne zoomy.
Program telewizyjny. Piaskiem po oczach, wodą po pysku, czarno na białym, białe na czarnym, debata tygodnia, debata weekendu, debata poniedziałku – obojętnie. Zawsze jacyś goście muszą być, eksperci najlepiej. Jeśli na tapet temat edukacji w czasach pandemii brany jest, to najlepiej jakiś nauczyciel, profesur doktór Wiktór z Krakowa albo matka z osiemnaściorgiem dzieci wystąpić w nim musi. Pedagodzy, psycholodzy, socjolodzy i informatycy także w kręgu zainteresowań, bo statystyczny widz zawsze chętnie posłucha przedstawicieli tych profesji, których nazw nie zna i nie rozumie. I ci eksperci, jakby się uparli, w tle najczęściej książek mają w brud. Jakby dorabiali po godzinach w księgarni czy innej bibliotece i telewizja akurat wtedy złapała ich na rozmowę. Nawet nie ważne co to są za książki – ważne, żeby były.
To chyba jakaś mania, przekonanie takie, że książki za plecami mądrość na twarzy pokażą. Albo od tej głupiej mordy odciągną – patrz, Grażyna, mówisz, żem debil, a ludzie twierdzą, że mądrze prawię! To już lepiej jeden z drugim niech okulary sobie kupi i na nos założy – to jakoś dziwniej sprawia, że mądrzej wygląda. Co z jednej strony głupie jest, bo skoro okulary nosi, to znaczy, że ułomny na wzroku, a z drugiej, skoro paczadła nie domagają, to znaczy, że pewnie tyle czytał po ciemku, że popsuł. I widzą państwo, my znowu do książek. W Poranku Kojota padają mądre słowa w odpowiedzi do człowieka, który lepszy i ważniejszy się od innych czuł, bo dużo książek przeczytał i taki oczytany niby jest: „W swoim życiu przeczytałem dwie książki...Jedna z nich to Ojciec Chrzestny, gdybyś ją przeczytał to wiedziałbyś, że pieniądze to nie wszystko, że nie zdradza się przyjaciół i nie dmucha ich żon, ale niestety ty zapchałeś sobie głowę jakimiś pierdołami o żabach i teraz na siłę próbujesz zainteresować tym innych”. Dokładnie tak widzę regały wypełnione książkami za plecami rozmówców.
A tyle inwencji, tyle ciekawych rzeczy w tle w trakcie rozmowy do telewizji można umieścić. Stare butelki po piwie, zakurzone długopisy i kartki samoprzylepne, świnki na pieniądze czy napis telewizja kłamie wielkimi literami wyryty w ścianie. Albo tę opcję rozmywania tła włączyć, to najlepsze, bo nikt nie zobaczy dziecięcych graffiti, mężowych dziur po nieudanych próbach wwiercania i wywiercania czy żonowych zdjęć z całą rodzinką znad Rewala z 1998 roku. Które, zresztą, mąż wwiercał na oko, bo po to Bozia dała oczy, żeby było na oko. W ogóle jak tył się rozmywa, to przód jakoś lepiej wyeksponowany jest, uwagę główną zwraca – o to chyba rozmówcom chodzić powinno, bo łechce toto ego niemiłosiernie. A nie byle co, byleby było, że biblioteczkę bogatą mam w skarby literatury świata całego. Przepisy Siostry Anastazji na przykład.
Ale byłaby heca, gdyby tak wszystkim gościom wirtualnych łączeń, bez wyjątku, zakazać tych książek za plecami. Odgórne zalecenie stacji na przykład, że prosimy o normalne, domowe tło, a jeśli nie, to zamazujemy. No bo proszę się przyznać, z ręką na sercu – z kim Państwo rozmawiają na tle regału z literaturą? Nawet na zajęciach online się tak państwo nie wysilają ażeby mądrzejszym wyglądać, mimo że akurat dość przydatne by to było. Próbują Państwo pójść w inną stronę raczej – że kamerki nie działają, bo informatyk zakleił, żeby jankesi, ich służby konkretnie, nie podglądały państwa przed ekranem laptopa czy innego peceta. Dość tej obłudy – swój dyplom poświadczający o wykształceniu proszę za plecami zaprezentować, sukcesami na polu nauki, mądrości się pochwalić, a książki zostawić w spokoju. Bo nie ocenia się ich po okładce, przez co sama ich bytność w domu nie oznacza, że człek właściciel mądry jest. Jeśli specjalnie tak się ustawia do rozmów w telewizji – wręcz przeciwnie. Rzekłem.