26 marca w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie odbył się wykład otwarty pt. "Latvian media system" poprowadzony przez Agnese Dāvidsone - wykładowczynię z Łotwy, która odwiedziła uczelnię w ramach programu Erasmus+. Jaka naprawdę jest Łotwa? W jaki sposób działają tamtejsze media? Jakie zadania stoją tam przed wykładowcami kształcącymi młodych dziennikarzy? Na te i inne pytania można było znaleźć odpowiedź podczas prelekcji.
Agnes Dāvidsone jest dyrektorem kierunku mediów, komunikacji i zarządzania na Vidzeme University of Applied Sciences, który znajduje się w Valmierze, na Łotwie - około 100 km od Rygi. Posiada tytuł doktora i bogate doświadczenie w zakresie mediów - m.in. przez 11 lat pracowała jako dziennikarka. Wykład rozpoczęła krótkim wprowadzeniem, gdzie opowiedziała o sobie, o swoim kraju i uczelni, gdzie pracuje. Samą Łotwę określiła jako kraj, gdzie dopiero dojrzewa demokracja (Łotwa uzyskała niepodległość dopiero w 1991 roku) i gdzie wielu rzeczy na polu politycznym jeszcze trzeba się nauczyć. Ciekawostką okazał się dla Polaków fakt, że Łotwa - podobnie jak Polska - w 2004 roku stała się członkiem Unii Europejskiej i jej walutą obecnie jest już euro - choć pani Dāvidsone zwróciła uwagę na to, że jest to sprawa bardzo bolesna dla wielu Łotyszów. Łotewska waluta stanowiła część ich tożsamości narodowej, dlatego przyjęcie euro było dla nich bardzo bolesne - do dzisiaj wielu mieszkańców Łotwy (w tym pani Dāvidsone, jak przyznała się z uśmiechem), z sentymentu trzyma w domu starą walutę.
Aby omówić rynek mediów działających w swoim państwie, niezbędne było podanie tła historycznego i politycznego, które uczestnikom wykładu było dotąd nieznane. Otóż Łotwa w 1991 roku została wydzielona ze Związku Radzieckiego i w tamtym czasie ok. 60% ludności porozumiewało się językiem łotewskim, pozostałe 40% mówiło po rosyjsku. To byli w większości ludzie, którzy przybyli do Łotwy w czasach ZSRR i nie byli w stanie nauczyć się języka łotewskiego. W związku z tym nie byli uznawani za prawdziwych obywateli tego kraju, bez względu na to, ile lat tam spędzili. Do dzisiaj Łotwa boryka się z tym problemem.
Obywatelstwo tego kraju jest dziedziczne i nawet do teraz wielu rosyjskojęzycznych mieszkańców posiada status bezpaństwowca, bo ich przodkowie nie otrzymali łotewskiego obywatelstwa. Ten problem dotyczy wszystkich mniejszości narodowych w tym kraju, jednak ta rosyjska grupa jest najliczniejsza - dlatego, jak wspomniała panie Dāvidsone, duży niepokój wzbudziły w Łotyszach interwencje rosyjskie w Gruzji czy na Krymie w ostatnich latach.
Przeszłość związana z przynależnością do Związku Radzieckiego odbiła się też w łotewskim prawodawstwie związanym z mediami. Po odzyskaniu niepodległości tak bardzo obawiano się wprowadzenia cenzury, że nie ustanowiono praktycznie żadnej kontroli nad tamtejszymi mediami. Prowadząca spotkanie zwracała uwagę na niebezpieczeństwa, jakie to ze sobą niesie: politycy nie mają żadnego wpływu na to, jak dane sytuacje (jak wspomniane już rosyjskie interwencje) są przedstawiane w prasie, radiu czy telewizji i jakie emocje budzą w Łotyszach.
Wspominała również, że tylko sądowo można próbować walczyć z nieuczciwymi mediami, ale tylko z dwóch powodów: działania na szkodę społeczeństwa lub naruszenia czyjejś reputacji. Prawo dot. mediów na Łotwie tak naprawdę dopiero powstaje: Dāvidsone wspominała, jak ważne jest rozdzielenie organów państwowych dotujących dane agencje od tych, które je nadzorują (porównała to do sytuacji w rodzinie, gdzie matka jednocześnie karze i zachęca do rozwijania swoich umiejętności); istnieją również plany wprowadzenia mediów publicznych pozbawionych reklam, finansowanych jedynie przez państwowe pieniądze. Niesie to ze sobą dużo obaw, bo wielu polityków na Łotwie wciąż może mieć przekonanie, że skoro dają za coś pieniądze, to mogą oczekiwać czegoś w zamian.
Jednakże w wielu Łotyszach ciągle silny jest strach i pamięć o czasach przed uzyskaniem niepodległości, dlatego bardzo ważne dla nich są sprawy związane z rynkiem mediów - oraz chociażby to, kto jest właścicielem danej gazety czy telewizji. Jako innowację i krok w dobrą stronę pani Dāvidsone wskazała utworzenie przez rząd funduszu wsparcia mediów, który stanowi niejako ochronę dla łotewskich dziennikarzy.
Dziennikarzem na Łotwie może być każdy - nie trzeba specjalnej licencji, wykształcenia czy umiejętności. Z jednej strony to zaleta, bo można rozwinąć się w zawodzie, pomimo braku odpowiednich studiów, z drugiej wada, bo brakuje kontroli nad mediami. Prowadząca spotkanie opowiadała, że zawsze powtarza swoim studentom, dlaczego tak ważne są ich studia, a jako najważniejszy powód podała etykę dziennikarską. - Zawsze mówię: będziecie wiedzieć, czego nie robić, albo przynajmniej będziecie mieć świadomość, że robicie coś źle - wytłumaczyła. Jako jeden z problemów, które stoją przed mediami na Łotwie, wskazała broszury drukowane przez samorządy, do złudzenia przypominające zwykłe gazety. Owe broszury zawierają niemalże identyczne treści jak lokalna prasa, z tym, że w większości są poświęcone pokazywaniem lokalnych polityków w jak najlepszym świetle. Dodatkowo, te materiały rozdawane są wśród mieszkańców za darmo. Prelegentka mówiła, że zagrożenie jest wielowymiarowe: jej studenci nie rozumieją, dlaczego to nie jest gazeta i że niewiele ma wspólnego z prawdziwym dziennikarstwem. Poza tym te broszury stanową bardzo dużą konkurencję dla prasy lokalnej, której nikt nie chce kupować. - Po co, skoro mają niemalże to samo za darmo? - pytała. Kolejnym problemem związanym z mediami, według niej, jest zbytnie ukierunkowanie prasy, telewizji, internetu czy radia nie na odbiorców, ale na reklamodawców i inwestorów. Ubolewała też nad komercjalizacją - Tańczymy z gwiazdami, gotujemy z gwiazdami... Wszystko robimy z gwiazdami. Niestety. Opowiadała również, jakim problemem dla łotewskich mediów jest skłonienie odbiorców do płacenia za treści. - Internet nauczył nas, że wszystko jest za darmo. Dlaczego więc mamy płacić? - wskazywała.
Pod koniec wykładu można było zadawać pytania, na które wykładowczyni z chęcią odpowiadała. Prelekcja zakończyła się brawami, które podziękowały pani Dāvidsone za to, że podzieliła się swoją wiedzą. Nie pozostaje nic innego, jak cieszyć się na nadchodzącą współpracę między Wyższą Szkołą Informatyki i Zardządzania w Rzeszowie a Vidzeme University of Applied Studies.
Zdjęcia: Anna Baiol