Na przedmiocie Creative Writting moja grupa dostała na zadanie napisać tekst bez pomocy Internetu. Zastanawiając się jakie mogę zdobyć informacje bez podłączania się do sieci, zaczęłam myśleć o sieci jako takiej. Między innymi jak wpłynęła ona na komunikację ludzką. W Internecie dominują „płytkie” wzmianki, nic nie wnoszące do naszego życia.
Większość ludzi zaczyna rozmowę na Facebooku od „co tam?” albo „jak leci?”. Odpowiedź jaką uzyskujemy jest standardowa, typu: „wszystko spoko/super”, „nie jest źle, nie narzekam” czy też „a wszystko w porządku”. Jest to jeden i ten sam szyfr. Choć w przykładzie z „...nie narzekam” można się domyślić, że jednak nie jest u kogoś tak kolorowo. Aczkolwiek nie dopytujemy, tylko kontynuujemy rozmowę. Jak gdyby nigdy nic dochodzimy do sprawy w jakiej piszemy lub po prostu rozmawiamy dalej, bo nam się nudzi.
Internet umożliwia nam szybki przepływ informacji. Nie musimy czekać na list aż dojdzie do odpowiedniej osoby, ani na jego odpowiedź, gdy zostanie napisana i przesłana do nas. Informację zwrotną otrzymujemy po kilku sekundach. Niemniej jednak są to odpowiedzi krótkie. Nie zastanawiamy się nad treścią, składnią, słownictwem, liczy się tylko to, żeby odpowiedź była jak najszybsza. Gdy ludzie pisali listy zastanawiali się nad tym, jak pisać, aby przekaz był zrozumiały. Teraz wystarczy, że dodamy emotikonkę na końcu zdania (choć nie zawsze to co piszemy przez internetowe komunikatory można nazwać zdaniem), która wygląda jakbyśmy wyrażali emocje.
Właśnie „wygląda”, ale czy zawsze to, co wyślemy jest tym, co opisuje naszą buzię w rzeczywistości? Śmieszą mnie „minki” z wytrzeszczonymi zębami albo płaczące ze śmiechu. Może dla niektórych jest to dziwne, bo to codzienność, ale wielu moich znajomych uważa, że Internet wcale nie pomaga w naszej komunikacji. Fakt – ułatwia, bo przyspiesza. Jednak nie wpływa dobrze na rozwój naszych relacji albo spotykania w realnym świecie.
Ludzie coraz częściej myślą, że wszystko o sobie wiedzą i przez to nie mają ochoty się spotykać. Wystarczą im rozmowy na tematy typu: co ktoś jadł na obiad czy też co robi w danej chwili, by czuli, że wszystko o sobie wiedzą. Nie potrzeba się już spotykać. Ich zdaniem jest to bez sensu skoro można zapytać przez Facebooka.
Przekazywane przez nich treści są zwykłą „przegiętą stratą czasu”, jak powiedziała kiedyś Katarzyna Nosowska. Niektórzy od rozmów nawet przez Internet oczekują czegoś więcej. Chcą móc potem o tym pomyśleć, pokontemplować, poszukać głębszej treści. Nie tylko dowiedzieć się „co tam”.
Ludzie młodsi ode mnie, m.in. moja siostra (16 lat) nie rozumieją tego. Może dlatego, że jest to pokolenie, które „wychowuje się” w Internecie. Jak spytałam ją, co by zrobiła, gdyby musiała komunikować się z ludźmi przez listy, odpowiedziała: „Bieda, bo by to kosztowało dużo pieniędzy”. W sumie racja, Internet jest tańszy niż wysyłanie listów. Jakby się miało wysyłać je codziennie po kilka, to człowiek by pewnie zbankrutował. Dochodziłyby także nie po kolei, co by też utrudniało komunikację.
Może zostańmy przy komunikatorach internetowych w świecie XXI wieku. Jednak warto zastanowić się nad przekazem naszych wiadomości, by nie były to tylko zwykłe wymiany zdań. Może powinno się próbować rozmawiać i odpowiadać na to, co ktoś do nas mówi. Nie tylko ograniczać się do krótkich odpowiedzi w zamian za to, że ktoś do nas napisał „co tam”.
Źródło ilustracji: pixabay.com