Asseco Resovia po sześciu ligowych spotkaniach okupuje ostatnie miejsce w tabeli. Punkt zdobyty w przegranym 2:3 meczu z Aluron Virtu Wartą Zawiercie to jedyne, co osiągnęli jak dotąd w tym sezonie rzeszowscy siatkarze. No, chyba że obrzydzenie siatkówki miejscowym kibicom także można do osiągnięć zaliczyć.
"Powinniście oddać swoje koszulki po meczu kibicom i przeprosić, bo nikt z nich nie kupował biletów i karnetów na kabaret!" - napisał Pan Kuba.
"Spokojnie to dopiero 5 kolejka, prześledziłem dokładnie terminarz i naprawdę są jeszcze realne szanse na utrzymanie." - ironizował z kolei Pan Grzegorz.
Reakcja fanów "pasów" pod postem dodanym na oficjalnej, facebookowej stronie klubu po porażce 0:3 z MKS-em Będzin dziwić nie może - Resovia gra niechlujnie, brzydko dla oka i ospale. Zawodników podczas przerw na żądanie bardziej interesują trybuny, niż wzajemna motywacja do lepszej gry. Brakuje zgrania, widocznego zaangażowania oraz, co najbardziej widoczne - lidera, co jest dużym błędem okresu transferowego w wykonaniu zarządu rzeszowskiego klubu. Nie ma osoby, która kończyłaby trudne piłki, brała na siebie ciężar gry oraz która, dzięki charyzmie, stałaby się idolem dla sympatyków klubu. Kogoś na miarę Grozera, Achrema, Bartmana czy Ivovicia.
Jest za to grupa ludzi, którzy nieudolnie próbują grać w siatkówkę. Kilka nieudanych akcji powoduje, że drużyna, kolokwialnie mówiąc, "siada". Nie nastąpił nawet tak oczekiwany efekt "nowej miotły" po przyjściu Gheorghe Cretu, który zastąpił na stanowisku pierwszego trenera Andrzeja Kowala. Okoliczności były sprzyjające - własna hala, mecz z ligowym średniakiem. Jak się jednak okazało, MKS Będzin to średniak grający prostą i skuteczną siatkówkę, a Asseco Resovia to przeciętniak kopiący się po czole.
Promyczkiem nadziei wydaje się być środowe, wyjazdowe starcie z PGE Skrą Bełchatów. Rzeszowianie, choć przegrali 1:3, zaczęli pokazywać fragmenty dobrej gry. Mika z Rossardem kończyli wysokie piłki, a Redwitz zaczął dostrzegać środkowych i próbował kombinacyjnej gry. Dobrą zagrywkę dołożył także Schulz, ale w najważniejszych momentach to aktualny Mistrz Polski wykazywał się większą siatkarską dojrzałością i przechylał szale zwycięstwa na swoją korzyść. Zdecydowanie widać braki w zgraniu oraz komunikacji na boisku, chociażby przy asekuracji, ale za to pojawiła się skuteczność w trudnych momentach oraz serie punktów z rzędu. Są pozytywy!
Nieuchronnie jednak zbliża się faza grupowa Klubowych Mistrzostw Świata 2018, która już pod koniec listopada rozegrana zostanie w Hali Podpromie. Aktualnie ostatnia drużyna polskiej ligi zagra ze światowymi potęgami, na czele z Sadą Cruzeiro i Diatec Trentino. Wielkie święto siatkówki w mieście siedmiokrotnych Mistrzów Polski zamienić się może w żałobę po drużynie, która porywała prawie pięć tysięcy ludzi na hali i setki przed telewizorami. Może, ale nie musi. Nic tak nie motywuje jak wielka impreza, zwłaszcza rozgrywana przed własną publicznością. Rumuński trener, który ma już na koncie wyciąganie drużyn z różnego rodzaju dołków z całą pewnością posiada predyspozycje i ambicje, aby uczynić to ponownie - tym razem w Rzeszowie.
Czekać jednak nie trzeba aż do końca miesiąca. Ba, nie można! Liga trwa dalej, a dokładnie w setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości na Podpromie zawita Zaksa Kędzierzyn - Koźle. Drużyna Andrei Gardiniego w sześciu dotychczasowych meczach straciła tylko dwa sety i nie ukrywa swoich aspiracji do powrotu na mistrzowski tron. Niemożliwym jest oczywiście stworzenie w przeciągu dwóch tygodni z czternastu indywidualności siatkarskich zgranej ekipy wygrywającej w cuglach z faworytem rozgrywek - to jasne. Możliwe za to wydaje się poprawienie humorów kibicom, którzy, jeśli wierzyć elektronicznemu systemowi rezerwacji biletów, zapełnią zdecydowaną większość hali im. Jana Strzelczyka. Jak to uczynić? Przede wszystkim - zacząć grać w siatkówkę!
Autor fotografii: Piotr Gibowicz