Jak w nowej wirtualnej rzeczywistości odnajdują się słuchacze Akademii 50+? Czy home office można połączyć z macierzyństwem? Jak pandemia wpłynęła na produktywność naukowców, a przede wszystkim naukowczyń? Czy do prowadzenia zajęć online można się przyzwyczaić? Na te i wiele innych pytań odpowiedziała dr Monika Struck-Peregończyk w rozmowie z Ewą Rząsą.
Gdyby miała Pani sięgnąć pamięcią wstecz do pierwszych dni marca zeszłego roku, to jak opisałaby Pani swoje życie wówczas w porównaniu z tym, jak wygląda ono obecnie?
Teraz niemal wszystkie zadania wykonuję zdalnie. W życiu zawodowym staram się łączyć trzy różne rodzaje obowiązków, a mianowicie: pracę dydaktyczną, pracę naukową i pracę organizacyjną jako dyrektor Akademii 50+. Zajmuję się organizacją oraz koordynacją zajęć dla osób po 50. roku życia, które u nas na uczelni chcą kontynuować naukę i rozwijać pasje. W zeszłym roku tych osób było ponad 600, więc było co robić. Obecnie jest ich mniej, w semestrze zimowym mieliśmy ponad 300 słuchaczy. Wpływa na to też fakt, że przeszliśmy na tryb online, co nie wszystkim osobom odpowiada. Uczestnicy Akademii to nie są studenci, więc nie ma tu takiej presji, że muszą w jakimś określonym terminie zdobyć wykształcenie - uczą się tylko dla siebie. Zauważyłam, że sporo naszych słuchaczy po prostu czekało na lepsze czasy – wierzyli w to, że cała ta sytuacja wkrótce odejdzie w zapomnienie lub liczyli, że obostrzenia zostaną złagodzone. Teraz natomiast nie wiadomo co będzie dalej, więc nie wszystkie osoby były zainteresowane taką formą zajęć online. Myślę, że i tak te ponad 300 osób, które mieliśmy w zeszłym semestrze, to całkiem sporo. Nie spodziewałam się, że aż tylu słuchaczy w takiej sytuacji, w jakiej jesteśmy teraz będzie chciało jednak kontynuować swoją naukę i rozwijanie pasji.
W jaki sposób Akademia 50+ funkcjonuje? Czy jest podział na semestry, kierunki?
Nie ma podziału na kierunki - funkcjonujemy tak jak przeważnie działają uniwersytety trzeciego wieku, tylko że Akademia 50+, jak można wywnioskować po nazwie, jest skierowana do nieco młodszych uczestników. Mamy osoby po pięćdziesiątce, ale rozkłada się to tak, że jedna połowa jest pomiędzy 50. a 60. rokiem życia, a druga połowa pomiędzy 60. a 70. Mamy trochę starszych słuchaczy, ale to nie jest duża grupa. Wykłady są prowadzone dwa, trzy razy w miesiącu i ich tematyka jest różnorodna. Na początku każdego semestru proponujemy listę tematów, a słuchacze wybierają to, co ich najbardziej interesuje. Najczęściej wybieranym tematem jest zdrowie, ponieważ w tej grupie wiekowej jest duże zapotrzebowanie na tego typu tematykę. Zdecydowaliśmy się więc na rozpoczęcie cyklu, który nazwaliśmy “Akademia Zdrowia” - trzy wykłady w ciągu semestru powiązane stricte ze zdrowiem, żeby z jednej strony dać możliwość słuchaczom nasycenia się tą tematyką, ale z drugiej strony też żeby nie było tak, że program jest zdominowany przez wykłady dotyczące zdrowia.
Czy dla słuchaczy są organizowane zajęcia dodatkowe?
Oczywiście. Organizowaliśmy ich całe mnóstwo, różnego typu – z jednej strony były to zajęcia językowe i komputerowe, ale sporo osób uczęszczało też na zajęcia z malarstwa czy fotografii. Ci słuchacze, którzy uczestniczyli w tych zajęciach, niesamowicie się rozwinęli. Realizujemy również projekt, w którym oferujemy bardzo różnorodne zajęcia, przykładowo z treningu pamięci, kreatywnego pisania w świecie nowych mediów czy podstaw masażu. Co ciekawe, słuchacze bardzo chętnie korzystali z zajęć w jednym z klubów fitness w Rzeszowie - dzięki tańszym karnetom, miesięcznie aż 250 uczestników korzystało z tej możliwości.
To było naprawdę niesamowite i łamiące stereotypy, że „osoby po pięćdziesiątce nie chcą już się ruszać” - jest zupełnie odwrotnie. Osoby te były bardzo aktywne, chodziły na siłownię czy zajęcia nawet kilka razy w tygodniu.
Była to jedna z najczęściej wybieranych form aktywności, która obecnie nie jest niestety możliwa.
Jak uczestnicy Akademii 50+ radzą sobie z zajęciami online i wszelkimi aspektami technicznymi?
Ci, którzy zdecydowali się na to, żeby być obecnie w Akademii, wiedzieli o tym, że zajęcia będą prowadzone zdalnie. Muszę powiedzieć, że moim zdaniem radzą sobie bardzo dobrze. Widzę osoby, które wcześniej nie używały komputera i raczej nie dałyby się namówić na tego typu zajęcia, a obecnie logują się na wykłady i nawet przełamali się, jeśli chodzi o zajęcia dodatkowe, które również odbywają się w formie online. Jedyne aspekty, które bywają problematyczne, to sprzęt - niektórzy nie mają dostępu do nowoczesnych komputerów lub mają problem z niestabilnym łączem internetowym. Są to jednak czynniki, na które nie mamy wpływu. Muszę też zaznaczyć, że widzę olbrzymi postęp, jeśli chodzi o informatyzację tej grupy osób w porównaniu z tym, co było 10 lat temu, gdy zaczynaliśmy działalność Akademii. Wówczas może 20% osób podawało nam swoje adresy e-mail, a o przelewach internetowych mogliśmy tylko pomarzyć. (śmiech) Natomiast obecnie adres mailowy mamy praktycznie od każdego słuchacza, nawet jeśli jest to adres córki czy męża. Na pewno mają na to wpływ smartfony - widzę, że bardzo dużo naszych słuchaczy obsługuje pocztę w ten sposób - jest to dla nich łatwiejsze i przyjaźniejsze, gdy nie trzeba tego robić na komputerze. Jeśli chodzi o przelewy internetowe, to w tym momencie bazujemy tylko na nich i widzę, że nie jest to już żaden problem. Mamy też grupę na Facebooku, która liczy ponad 300 osób i wiemy, że część tych osób jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych. Jest to różnica tylko dziesięciu lat, a zmieniło się bardzo dużo. Zdecydowanie na plus.
Jak wspomniała Pani na początku, oprócz zarządzania Akademią 50+ prowadzi Pani liczne badania naukowe. Jak to wygląda obecnie? Czy w dobie pandemii nawiązywanie współprac jest łatwiejsze ze względu na to, że więcej dzieje się online, czy może występują liczne trudności?
To jest bardzo złożona kwestia - jedną stroną tego pytania jest to, jakie są warunki do pracy dla naukowców. Ja, myśląc o pandemii, dzielę ten czas zdecydowanie na dwie części - pierwszy okres od marca do czerwca i drugi okres od czerwca do chwili obecnej. Poprzedni semestr był dla mnie bardzo trudny, ze względu na to, że wówczas moje dziecko miało 2.5 roku i wcześniej chodziło do żłobka, a nagle wszystkie tego typu placówki zostały zamknięte. I tak naprawdę praca w domu była bardzo trudna, ponieważ oboje z mężem pracowaliśmy zdalnie i mieliśmy 2.5-latka na pokładzie. (śmiech) Do tego wszystkiego doszły bardzo ograniczone kontakty z dziadkami, więc nie mieliśmy za bardzo wsparcia i musieliśmy się wymieniać. Jak Pani się domyśla, warunki do pracy naukowej były kiepskie.
Jest to też jeden z tematów badań, które realizuje Pani wraz z dr Leonowicz-Bukałą i dr Kurek-Ochmańską, prawda?
Zgadza się. Badamy to, w jaki sposób pandemia koronawirusa wpływa na produktywność naukową. Jest to polska edycja międzynarodowego projektu, w który zaangażowana była dr Leonowicz-Bukała. Pomysł na ten projekt narodził się tuż po wybuchu pandemii podczas dyskusji na jednej z międzynarodowych grup facebookowych, których członkami są naukowcy - głównie kobiety. Wyniki ewidentnie wskazują na to, że pandemia wpłynęła na pracę naukową - zwłaszcza u kobiet, które mają małe dzieci i z tego powodu doświadczyły ogromnego ograniczenia czasu, jaki mogły poświęcić na badania naukowe. Pewne rzeczy trzeba było robić inaczej – inaczej planować dzień, rozkład obowiązków domowych – bo znacząco zmieniły się warunki życia. Z drugiej strony, jest tak jak Pani mówi - pewne okna się otworzyły. Tak jak podkreślała dr Leonowicz-Bukała, ta współpraca międzynarodowa zrodziła się wyłącznie online – te osoby nigdy się nie poznały. Cały projekt opierał się na kontaktach i spotkaniach online. Pod pewnym względem więc, zwłaszcza jeśli chodzi o współpracę międzynarodową, to ten dystans trochę się skrócił. Wszystkie sposoby komunikacji online, których obecnie używamy były wcześniej dostępne, natomiast nie bardzo chcieliśmy je wykorzystywać - o wiele bardziej ceniliśmy kontakt bezpośredni. Teraz natomiast nie mamy wyjścia.
A jak obecnie wygląda sam proces realizacji badania naukowego?
Dużo zależy od typu badania. Wspólnie z dr Leonowicz-Bukałą realizowałyśmy ostatnio badanie dotyczące tego, w jaki sposób media społecznościowe wpływają na radzenie sobie z cukrzycą w kontekście osób chorych na cukrzycę i członków ich rodzin. Takie badanie można było zrealizować bezproblemowo. Co innego w przypadku badania „Naukowcy mobilni kulturowo”, w które jestem zaangażowana. To badanie dotyczy ścieżek kariery naukowej u osób, których rodzice nie posiadali wykształcenia wyższego. Ten projekt zakładał wywiady biograficzne i wywiady pogłębione, zarówno z badanymi, jak i ich rodzinami. Tutaj faktycznie pandemia pokrzyżowała nam plany - część wywiadów co prawda udało nam się zrealizować, natomiast przejście na wywiady online nie jest tak proste. Jest dużo problemów metodologicznych, kontakt pomiędzy badaczem a badanym w wymiarze osobistym jest całkiem inny.
Wspomniała Pani o badaniu „Covid G.A.P.”. Czytałam wywiad promujący ten projekt i był on zatytułowany „Z dzieckiem na kolanach”. Czy to sformułowanie bywa dosłowne?
(śmiech) To zależy od doświadczeń, natomiast na pewno jest to sposób na zobrazowanie tego, jak to często wygląda. Ja podczas zajęć online starałam się mojego syna nie wpuszczać do pokoju, bo obawiałam się, że bardzo spodobają mu się zajęcia ze studentami i że może już chcieć ze mną zostać. (śmiech) Natomiast pamiętam, że raz była taka podbramkowa sytuacja, że musiałam go wpuścić - były to ostatnie zajęcia w semestrze, więc pozwoliłam mu wejść i faktycznie trzymałam go na kolanach przez kilka minut na początku zajęć. Muszę powiedzieć, że z takim entuzjazmem ze strony studentów nigdy się nie spotkałam. (śmiech) Zaczęli włączać kamery, rozmawiać z nim, wysyłać serduszka na czacie - zaczęłam się śmiać, że gdybym wiedziała o tym, to już dawno wzięłabym go ze sobą na zajęcia, bo zdecydowanie ożywiło to atmosferę. Na szczęście były to ostatnie zajęcia w semestrze i nie spodobało mu się to na tyle, że chciałby zostać, więc był to pierwszy i ostatni raz. Natomiast faktycznie, były różne takie sytuacje, gdy uderzał piąstką w drzwi i mówił, że chce się przytulić, podczas kiedy ja pracowałam. Pamiętam, że studenci raz to usłyszeli i zaczęli mnie przekonywać, żebym go wpuściła. (śmiech) Ten tytuł „Z dzieckiem na kolanach” obrazuje to, w jaki sposób to często wygląda. Takiemu małemu dziecku bardzo trudno jest wytłumaczyć, że mama teraz zamyka się w pokoju i nie wychodzi, bo pracuje.
Czy myślała Pani o tym, jak będzie wyglądać przyszłość po pandemii? Czy wszystko wróci do normy i będzie tak jak dawniej? A może nawet po ustaniu obostrzeń nie będziemy w stanie funkcjonować tak, jak kiedyś?
To dość obszerne i złożone pytanie... Na pewno życie w ciągu ostatniego roku nauczyło nas, że nic nie jest pewne i że wszystko potrafi zmieniać się, a my nie mamy na to żadnego wpływu. Wydarzyły się rzeczy, których nikt nie był w stanie przewidzieć. Ja na początku pandemii byłam bliska temu stwierdzeniu, że „pewnie już nigdy nic nie będzie takie jak wcześniej”. Natomiast tak naprawdę, z tego co zaobserwowałam, zachowania ludzi po tej pierwszej fali wiosennej, kiedy te restrykcje trochę zelżały na wakacjach, niewiele się zmieniły.
Ludzie wciąż chcieli tego samego i chcieli robić to samo - pragnęli po prostu powrotu do normalności, czyli do spotykania się, do wychodzenia, robienia zakupów, wyjazdów. Nie zauważyłam wtedy, żeby coś tak naprawdę zmieniło się w tym, jak chcielibyśmy funkcjonować.
Natomiast to, jak będziemy mogli funkcjonować, to naprawdę jest trudne do przewidzenia. Myślę, że na pewno nie będzie tak, że wszystko będzie tak jak było, z tego względu, że my sami się zmieniliśmy. Na przykład patrząc choćby na te nowe technologie – w marcu byłam sceptycznie nastawiona do zajęć online, podczas gdy teraz jest to dla mnie codzienność, która posiada swoje plusy i minusy, ale przyzwyczaiłam się do niej. Wiem, że nie mamy innego wyjścia.
Podsumowując, jakie są według Pani wady i zalety sytuacji spowodowanej koronawirusem? Tego, że nasza rzeczywistość zaczęła być właściwie wirtualna – niemal wszystko dzieje się w świecie online.
(śmiech) Roześmiałam się, ponieważ nie wiem czy dostrzegam jakieś zalety, a wady mogę wymieniać bez końca. Zacznę może od plusów, bo jest ich zdecydowanie mniej. Korzystne jest zapewne to, co wymieniłam wcześniej - przymusowe rozwijanie swoich umiejętności oraz przełamywanie wcześniejszych obaw, dotyczących na przykład zajęć zdalnych czy ogólnie korzystania z nowych technologii. Natomiast odnośnie minusów - na pewno bardzo bolesne było ograniczenie kontaktów międzyludzkich, różnych aktywności i bardzo duży stres, który towarzyszył zwłaszcza podczas pierwszych miesięcy. Destrukcyjna jest też ta niepewność, która towarzyszy nam do dzisiaj – nie jesteśmy w stanie przewidzieć, co będzie za tydzień czy za dwa. Robimy jakieś plany, ale zupełnie nie wiemy, czy te plany się spełnią.