Grupa PASSIO robi furorę w internecie i telewizji. Jeden z ich najnowszych coverów ma już ponad 2 miliony wyświetleń! Rzeszowscy ratownicy znani są z przeróbek muzycznych hitów, które nie tylko bawią, ale i uczą, jak udzielać pierwszej pomocy. Ostatnie ich piosenki pt. "Ona by tak chciała, bym był zdrowy" i „Depresja to nie wstyd” biją rekordy popularności na YouTube. Zapytaliśmy Mateusza Mokrzyckiego – ratownika medycznego, szkoleniowca i właściciela firmy PASSIO – o to, na czym polega ich działalność i jak wygląda praca przy coverach "od kuchni".
Agata Koper: ”Serce Piko” miało swoją premierę 4 listopada 2018 roku. Czy od tego się zaczęła Wasza działalność promująca udzielanie pierwszej pomocy i edukująca w tym obszarze?
Mateusz Mokrzycki: Działania promujące pierwszą pomoc zaczęły się dużo wcześniej. „Serce Piko” było tak naprawdę zupełnie innym sposobem, poprzez który chcieliśmy dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Wcześniej skupialiśmy się bardziej na takich inicjatywach jak: szkolenia, Klinika Doktorka Misia i eventy. Potem postanowiliśmy zrobić coś szalonego, czego ludzie jeszcze nie widzieli. Ratownicy, którzy śpiewają i uczą za pomocą piosenek. Czemu nie? I tak powstało „Serce Piko”. Utwór spotkał się z dużym zainteresowaniem i wieloma reakcjami. Dostawaliśmy komentarze i wiadomości, że ludzie uczą się za pomocą słów coveru „Serce Piko”, gdzie wyśpiewany jest schemat pokazujący, jak ratować ludzkie życie w momencie zatrzymania krążenia.
Kamil Ząbczyk: Skąd wziął się pomysł na założenie własnej firmy, która zajmie się przeprowadzaniem szkoleń z zakresu pierwszej pomocy?
MM: To już szósty rok działalności. Zaczynaliśmy 22 grudnia 2014 roku. Początki to stricte wolontariat. Mieliśmy bardzo zgrany, czteroosobowy zespół: Dawid - ratownik i policjant, Mariusz – ratownik, Piotrek i ja. To oni namawiali mnie, żebym założył firmę. Pomysł był taki, żeby robić szkolenia dla różnych firm i instytucji, które tego potrzebują. Nie wiedzieliśmy wtedy, czy to się uda, ale postanowiliśmy zaryzykować.
AK: Występowaliście jako goście w Dzień Dobry TVN, mówiono o Was także w programach informacyjnych. Spodziewaliście się tak dużego zainteresowania mediów czy było to jednak totalnym zaskoczeniem?
MM: To było bardzo duże zaskoczenie. Ale jeśli się robi coś innego, coś szalonego – co zresztą zrobiliśmy – to wzbudza ogromne zainteresowanie. Wystąpienie w programie Dzień Dobry TVN było dla nas dużym stresem. Pamiętam, że noc wcześniej zamiast spać ćwiczyliśmy układ, scenografię i wokal.
KZ: Jak dużego nakładu pracy wymagały projekty „Serce Piko” i „Zadławienie w Zakopanem” i jak dużo osób było w to zaangażowanych?
MM: Pracy jest bardzo dużo, tym bardziej, że osobiście nie jestem związany wokalnie z muzyką, dlatego dla mnie jest to duże wyzwanie. Na szczęście mamy u siebie Tomka, który na co dzień jest muzykiem, więc jest to spore ułatwienie. Ogólnie wszystkie te projekty rozkładają się mocno w czasie. Z racji tego, że mamy bardzo dużo obowiązków zawodowych, ponieważ jedna z osób pracuje w pogotowiu, druga na SORze, więc w praktyce stworzenie w całości takiego klipu zajmuje nawet rok czasu. Zasób ludzi, którzy pracowali nad "Serce Piko" sięga 20 osób, a przy drugiej piosence znacznie więcej.
AK: Była jakaś reakcja Sławomira na Wasz cover?
MM: Tak, Sławomir zareagował bardzo pozytywnie na nasz cover. Udostępnił nasz kawałek na swoim profilu, z czego bardzo się cieszymy. Był bardzo zaskoczony, nawet w wiadomości prywatnej napisał do nas, że dla niego był to najlepszy cover, który do tej miał okazję usłyszeć. Jak podkreślał, jest to cover najbardziej wartościowy, ponieważ niesie ze sobą ważne przesłanie.
KZ: Jak połączyć prowadzenie własnej firmy z pracą w Państwowym Ratownictwie Medycznym?
MM: Najlepiej być singlem (śmiech) – wtedy jest zdecydowanie łatwiej to pogodzić. Ale tak na poważnie – to bardzo duże wyzwanie, aby wszystko pogodzić. Wszystko jest możliwe, ale często dzieje się to kosztem snu i wypoczynku. Dla mnie to wielka frajda i dlatego z wielką przyjemnością szkolę ludzi. To pasja motywuje mnie do działania!
AK: Myślisz, że wasze covery przekładają się na zwiększenie świadomości i wiedzy Polaków o pierwszej pomocy?
MM: Na pewno tak. Pod utworem „Serce Piko” na Youtubie jest kilkaset komentarzy. Ludzie piszą, że dzięki temu zachęciliśmy ich do nauki, poszli na szkolenie i nauczyli się udzielać pomocy. BHP-owcy na swoich szkoleniach, nauczyciele na lekcjach EDB odtwarzają nasze nagrania. Piosenką zainicjowaliśmy gotowość do udzielenia pierwszej pomocy u wielu ludzi. Wcześniej byli przekonani, że to pogotowie ratuje życie, a nagle okazało się, że to właśnie Ty możesz to zrobić własnymi rękami.
KZ: Wspomniałeś wcześniej o rysowanym poradniku dla najmłodszych. Kiedy możemy się spodziewać pierwszych efektów?
MM: Pierwsze efekty już są. Okładka, początkowe strony i schematy zostały już zaprojektowane. Natomiast całość poradnika - mam nadzieję, że wyjdzie jeszcze w styczniu albo już w lutym. Mamy takie założenie, żeby stworzyć jak najwięcej egzemplarzy, bo widzimy bardzo duże zainteresowanie i chcemy to zrobić niestandardowo. To nie będzie typowa książka, oklepane zdjęcia, a wręcz przeciwnie - własnoręcznie rysowane obrazki, po prostu będzie to coś od serca.
AK: Jakbyś miał cofnąć się w czasie, do tego dnia, kiedy założyłeś własną działalność, to zrobiłbyś to jeszcze raz?
MM: Zdecydowanie tak! Ja powiem szczerze, wtedy nie spodziewałem się, że wszystko tak się ułoży. Tym bardziej, że pochodzę z małej miejscowości, z rodziny, w której nikt nie prowadził własnej działalności. Najczęściej słyszałem od swoich bliskich: „Mateusz po co ci to, przecież masz pracę w szpitalu, skupiłbyś się na tym”. Tak naprawdę, każdy z rodziny mi odradzał, ja osobiście byłem bardzo niepewny tego, co robię, ale chciałem. Myślałem sobie: „SOR mi nie służy, czuje się jakoś nieswojo, ponieważ nie mogę nawet z tymi pacjentami dłużej porozmawiać”. Czegoś mi tam brakowało. Dlatego stwierdziłem, że muszę zrobić coś, z czego będę dumny i szczęśliwy. Patrząc na to teraz - to był strzał w dziesiątkę. Teraz – z całą pewnością – mogę powiedzieć, że robię to, co kocham.
KZ: Co najbardziej lubisz w swojej pracy?
MM: Najbardziej doceniam wartość, którą mam do przekazania, czyli świadomość tego, że te umiejętności mogą ocalić komuś życie. Tak naprawdę, najbardziej wzruszające są wiadomości, które dostaję od osób, z którymi przeprowadzałem szkolenia. Żebym nie był gołosłowny, przytoczę teraz jedną z wiadomości, którą dostałem ostatnio od Agnieszki: „Hej! Chciałam Ci z całego serducha podziękować, że mogę uczestniczyć na warsztatach i kursach pierwszej pomocy. Dzisiaj uratowało to życie mojemu młodemu. Dzięki wiedzy i pewności wypracowanej na spotkaniach z Tobą, byłam w stanie, w odpowiednim czasie i w odpowiedni sposób zareagować. Wielkie dzięki, bardzo Cię ściskam i do zobaczenia na kolejnych Twoich szkoleniach.” Myślę, że nie muszę już nic więcej dodawać.
AK: "Wahaliśmy się, ale zrobimy to, najwyżej dostanie się nam po uszach". Tak powiedziałeś w naszej rozmowie przed realizacją cover'u hitu Ronniego Ferrari. Teraz, po publikacji nagrania na YouTube i ponad 2 milionach odsłon, możesz śmiało powiedzieć, że było warto?
MM: Zdecydowanie było warto! Jestem bardzo szczęśliwy, że podjąłem się tego wyzwania. Mam nadzieję, że przy kolejnej tego typu produkcji jeszcze szybciej powiem „tak – robimy to”.
KZ: Wspomniałeś, że pomysłodawcą i częściowo autorem tekstu do "Ona by tak chciała, bym był zdrowy" jest Mateusz Rejowski. Jak się poznaliście? Był to czysty przypadek, a może wręcz przeciwnie?
MM: Od dawna jestem zdania, że nic nie dzieje się przypadkiem. Nasze drogi z drugim człowiekiem krzyżują się w jakimś określonym celu. Pytanie czy zaangażujemy się
w możliwości, które się pojawiają na naszej drodze. Jako człowiek pełen uśmiechu
i optymizmu uważam, że jest to coś, co nazywa się „przyciąganiem”. Jestem niezwykle wdzięczny, że tyle fantastycznych osób poznałem na swojej drodze, z którymi jest mi dane realizować tak wyjątkowe projekty. Wśród tych osób jest Mateusz Rejowski, którego poznaliśmy podczas naszych zajęć „Kliniki Doktorka Misia”, prowadzonych na oddziale onkohematologii przy ul. Lwowskiej w Rzeszowie.
AK: Dostaliście propozycję wystąpienia na jednej scenie z Ronnie'm Ferrari, podczas tegorocznej edycji "Polsat Sopot Festiwal". Emocje już opadły, czy dalej nie możecie w to uwierzyć?
MM: Tak, emocje już trochę opadły. Im będzie bliżej Festiwalu, tym bardziej będziemy tym żyć. Dla nas jest to wyjątkowy prezent. Na ten moment, patrząc też na polepszenie stanu zdrowia Mateusza, jesteśmy przekonani, że weźmiemy udział w tym wyjątkowym wydarzeniu.
KZ: Niedługo po premierze, wyżej wymienionego hitu, wyszedł wasz kolejny kawałek poświęcony depresji. Dlaczego postanowiliście podjąć akurat ten temat?
MM: Z bardzo prostych przyczyn – jest to choroba bardzo wstydliwa, o której niewiele się mówi, a która zbiera coraz większe żniwo. Co jest warte uzupełnienia – jest to choroba potencjalnie śmiertelna.
AK: Korzystając z okazji, chciałbyś może powiedzieć coś osobom, które boją się udzielać pierwszej pomocy?
MM: Udzielać pierwszej pomocy zawsze WARTO. W przypadku zatrzymania krążenia, mogę śmiało powiedzieć, że gorzej nie będzie. Najgorsze, co może zaszkodzić – to brak jakiejkolwiek reakcji. Jeżeli macie zatrzymanie krążenia róbcie cokolwiek, czyli: wezwanie pomocy i uciskanie, nawet jeśli będzie ono nieprecyzyjne i słabe jakościowo, to zawsze będzie to jakiś impuls dla serca poszkodowanego. To jedna kwestia, a druga, do czego mogę was zachęcić, to zainwestujcie w siebie, poszukajcie jakiegoś szkolenia, które da wam wiedzę i umiejętności. Pamiętajcie, że najczęstszym przypadkiem ratowania czyjegoś życia, to ratowanie u was w domu. Dlatego taką wiedzę powinniśmy mieć.
Grafika: Kamil Ząbczyk