Powszechnie uważa się, że kobiety to płeć piękna, ale słaba. Coraz częściej możemy się jednak przekonać o tym, że to nie do końca prawda. Żywym przykładem na to może być Karolina Pilarczyk – Królowa Europejskiego Driftu 2016 – osoba niemalże ikoniczna w kręgach motorsportu nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Karolina w rozmowie z Krzysztofem Klimkiem ujawnia m.in. kulisy początków swojej kariery.
Krzysztof Klimek: Cofnijmy się o wiele lat. Czy mała Karolina Pilarczyk mogła chociaż w drobnym stopniu przewidzieć kierunek w jakim zmierzyło jej życie?
Karolina Pilarczyk: Od zawsze miałam umysł ścisły. Komputery były ze mną od dzieciństwa, bo mój tata jest programistą. Przez 10 lat ćwiczyłam sztuki walki, uczyłam się w klasie matematyczno-fizycznej. Głównie przebywałam w „męskim świecie”. Nic nigdy jednak nie wskazywało na to, że swoją przyszłość zwiążę z motosportem. Zaczęłam jeździć w wieku 13 lat i wcale nie czułam wtedy jakiejś miłości do samochodów. Uczyłam się marek aut i zmieniać koła tylko po to. by mnie nigdy nie wyśmiano. Dopiero jak poszłam doszkolić swoje umiejętności w Akademii Jazdy, jak zaczęłam wprowadzać i wyprowadzać auto z poślizgu, poczułam, że chcę to robić w życiu.
KK: Wychodzi na to, że motorsport zagościł u Ciebie jednak w późniejszym czasie.
KP: Kiedy odkryłam w sobie żyłkę kierowcy sportowego, postanowiłam, że będę mistrzem WRC. By móc to zrealizować, zaczęłam startować w KJS (Konkursowa Jazda Samochodem) – amatorskich rajdach. Celem było zrobienie licencji rajdowej i kontynuacja kariery w tej dyscyplinie. Jednak przygoda ta zaczęła się od poślizgów i tak samo podczas zawodów „nadużywałam” hamulca ręcznego. Mój pilot chciał mnie za to zabić. Jak dowiedziałam się, że poślizgi są dyscypliną motosportową, to od razu zamieniłam rajdy na drifting.
KK: Następnie pewnie nadszedł czas nauki kontrolowanego poślizgu. Jak go wspominasz?
KP: Boleśnie. Nie było jeszcze żadnej akademii driftu i nikt mi nie chciał pomóc. Panowie spotykali się we własnych gronach, a ja metodą prób i błędów próbowałam znaleźć na to sposób. Drugim problemem było auto. Niestety nie było dobrze przygotowane – brak finansów i wiedzy – stąd początki były trudne. Nabrałam dużo niedobrych nawyków. Musiałam się potem tego wszystkiego oduczać.
KK: Jesteś jedyną drifterką pochodzenia polskiego, która ma międzynarodową licencję. Z czym wiąże się jej zdobycie?
KP: Posiadanie licencji profesjonalnych organizacji międzynarodowych daje mi duży bufor zaufania. Gdziekolwiek jestem na świecie nikt nie pyta o moje kwalifikacje, tylko dają mi auto i mówią „havefun”. To jest super. Jednocześnie zobowiązuje. Starty na całym świecie wiążą się też z dużymi kosztami. Nie mam bogatych rodziców ani lukratywnego biznesu, więc finansuję się głównie dzięki sponsorom. By móc pozyskać budżet musimy bardzo dużo i ciężko pracować. Ale warto! Każda złotówka włożona w ten sport zwraca się po stokroć w niesamowitych emocjach.
KK: Apropos, nie masz wrażenia, że rywalizujesz w sporcie, który jednak jest domeną mężczyzn? Podczas walk czujesz zawsze, że walczysz jak równi ze sobą?
KP: Jest domeną mężczyzn i to przez stereotypy. Mówię tu o tym jak jesteśmy wychowywani. Zobacz na kubraczki i kocyki dla niemowlaków. Dla dziewczynek to księżniczki, a dla chłopców samochodziki. Takimi obrazkami jesteśmy „ładowani” od małego. Nie ma się co dziwić, że później to właśnie chłopcy bardziej emocjonalnie czują się związani z autami. Jak walczę z mężczyzną na torze – tak, czuję się jak równa z równym. Tu nie ma ograniczeń. Czasem czuję się nierówno traktowana, ale nie ze względu na płeć, tylko subiektywne sympatie i antypatie sędziów. Ale tuteż każdy z zawodników ma ten problem.
KK: Dlaczego właśnie drifting? Dlaczego nie wyścigi górskie, rajdy, jazda torowa?
KP: Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Zaczynałam od amatorskich rajdów, brałam udział w wyścigach i to właśnie drifting dostarcza mi dziką radość i adrenalinę tak uzależniającą, że całe życie podporządkowałam tej dyscyplinie. W nim się zakochałam na płytach poślizgowych, tylko wtedy nie potrafiłam tego nazwać.
KK: Czy jest coś poza driftingiem, w co pewnie bardziej byś się bardziej zaangażowała, jednak pojawia się problem z pogodzeniem wielu rzeczy, w ograniczonym czasie?
KP: Walka o prawa zwierząt. W alternatywnym życiu pewnie jeździłabym po świecie walcząc o nie. Do dzisiajnie mogę się pogodzić z okrucieństwem i bestialstwem ludzi.
KK: W driftingu masz za sobą solidne zbudowaną oprawę medialną. To składowa Twojego sukcesu, czy tylko dodatek?
KP: Zdecydowanie składowa. Jak już wcześniej powiedziałam – nasz zespół utrzymuje się dzięki sponsorom. Widoczność w mediach jest ciężką pracą dla naszych Partnerów.
KK: Z tego co wiem, to działalność PRowca jest osobiście Ci dobrze znana? Jakieś porady dla początkujących PRowców?
KP: Przede wszystkim komunikować wartość i pokazywać autentyczność. Niczego nie kreować na siłę. Na krótką metę może się sprawdzić, ale długoterminowo wszystko i tak zostanie obnażone.
KK: Popularność wiąże się z rozpoznawalnością. To przysparza więcej radości czy bywa jednak męczące w życiu codziennym?
KP: Przysparza i dużo radości i czasem kłopotów. Radości, bo bardzo się cieszę, kiedy dostaję masę maili i wiadomości z informacją, że jestem inspiracją i wiele osób motywuję. Kiedy ludzie mnie zaczepiają na ulicy i mówią, że to jest niesamowite co robię i trzymają za mnie kciuki. Kłopoty, bo narażona jestem też na większą obserwację, a tym samym krytykę. To czasem naprawdę boli. Jednak bilans wychodzi zdecydowani na plus.
KK: Jakieś pozytywne sytuacje z tym związane?
KP: Z fajnych sytuacji – kiedyś po skończonym sezonie, ubrałam się w dres, bluzę z kapturem i poszłam do sklepu. Położyłam na blacie Snickersa i usłyszałam: „No tak, sezon się skończył to już diety nie trzeba trzymać”. Nie wiedziałam co powiedzieć.
KK: Kiedyś usłyszałem plotkę, że porzuciłaś swoją pracę na rzecz nauki driftu i zawodów. Doszła do Ciebie?
KP: (śmiech) Nie, nie słyszałam. Prawda jest taka, że przeszłam na pół etatu, by móc się skupić na driftingu. Zwłaszcza, że u mnie pod tą nazwą kryje się dużo więcej aktywności niż zawody, bo też programy telewizyjne, wywiady, konferencje, spotkania z różnymi grupami itp. Nie chciałabym zupełnie odsuwać się od informatyki, bo jest to też coś, co kocham, współpracuję z fantastycznym software housem Swing Development, co pomaga mi w mojej pracy doktorskiej, którą chciałabym skończyć w 2017 roku.
KK: Prowadzisz bardzo intensywne życie. Czy mimo tego potrafisz odnaleźć czas na trochę azylu i odpoczynku? Nie masz czasami ochoty na porzucenie tego wszystkiego i ucieczkę?
KP: Tak, czasem mam. Uwielbiam to co robię, ale czasem za dużo chcę zrobić na raz. Jak już mam przesyt, to po prostu zamykam się w domu. Nic mnie tak nie uspakaja jak kanapa i moje dwa psy przytulone do mnie.
KK: Wracając do tematyki driftingu, ujawnisz jakie masz z tym związane plany w przyszłym sezonie?
KP: Plany są bardzo, bardzo ambitne. Co z tego wyjdzie, to zależy od kontraktów sponsorskich, które właśnie zamykamy. Na pewno będę startować w Mistrzostwach Europy King of Europe i DriftAllStars.
KK: Co musisz osiągnąć, abyś poczuła się spełniona zawodowo i pod względem swojej pasji? Myśląc o takim schyłku Twojej kariery, w firmie i za kółkiem PREDATORA, albo innego auta? Być może w odległym zakątku świata?
KP: Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że zakończę przygodę z driftingiem. Niezależnie od stanu finansów i miejsca, w którym będę się znajdowała. Za długo o to walczyłam i teraz cieszę się tym jak dziecko. A jeszcze nie doszłam tam, gdzie bym chciała. A co to oznacza? Chciałabym mieć kilka aut na całym świecie i posiadać ten komfort, że wsiadam w samolot i dwa dni później driftuje po drugiej stronie świata. Chcę się spotykać z ludźmi i przekazywać im swoją energię i siłę. Chcę by było więcej torów dostępnych dla młodych ludzi. Mogłabym jeszcze długo tak wymieniać.
KK: Właśnie dlaczego PREDATOR? Jesteś fanką filmu? Czy to może jakieś nawiązanie do „Pięknej i Bestii”?
KP: (śmiech) Odpowiedź jest bardziej prozaiczna. PREDATOR to nazwa bardzo zaawansowanego komputera firmy ACER, która jest moim sponsorem. Jest dużo analogii pomiędzy tym komputerem a moim samochodem.
KK: Dziękuję bardzo za rozmowę, wspólnie z redakcją życzymy dalszych sukcesów.
KP: Bardzo dziękuję i zapraszam do śledzenia mojego profilu, bo będzie się działo!
Fot. Krzysztof Klimek