Tomasz Sekielski, wraz z bratem Markiem, został w ubiegłą sobotę laureatem DetonaTORa 2019 na gali MediaTory. Dziennikarz został wyróżniony za dokument pt. "Tylko nie mów nikomu", który zainicjował w Polsce szerszą dyskusję na temat patologii w Kościele oraz doprowadził do konfrontacji ofiar z oprawcami. W rozmowie z dziennikarzami po ceremonii rozdania nagród, Sekielski opowiedział o wpływie filmu na problem pedofilii w Kościele, planach na następne produkcje oraz wskazał cechy, którymi powinien kierować się przyszły dziennikarz. Pytany odniósł się także do części z zarzutów pod adresem twórców.
MM: Co w debacie publicznej zmieniło się po premierze filmu, jeśli chodzi o pedofilię w Kościele?
TS: Myślę, że media nie skupiają się już wyłącznie na sprawcy, że patrzą na szerszy kontekst, czyli kto, kiedy i dlaczego pozwalał dawnemu duchownemu funkcjonować. Często, mimo informacji, które przez lata na temat jakiegoś księdza - przestępcy napływały, nikt nic z tym nie robił. Zmieniło się także przede wszystkim to, że hierarchowie kościelni w świadomości muszą wreszcie czuć odpowiedzialność za to, co się dzieje, ponieważ część z nich brała czynny udział w tuszowaniu tych spraw. Znaczna część Polaków, dzięki temu filmowi, mimo że wcześniej były artykuły prasowe i informacje na temat przypadków pedofilii wśród duchownych, dopiero z tego filmu dowiedziała się o tym, jak wstrząsająca jest prawda i że polski Kościół nie jest czymś wyjątkowym jeżeli chodzi o Kościół w ogóle na świecie. Są to sprawy, z którymi Kościół wciąż nie może sobie poradzić i z którymi wciąż nie może się w pełni uczciwie rozliczyć. Mam jednak nadzieję, że i to się stanie z biegiem czasu.
MM: Jak Pan się odniesie do zarzutów odnośnie zarabiania na gadżetach, koszulkach związanych z filmem?
TS: Film został wyemitowany za darmo, nie zarobiliśmy na jego dystrybucji ani złotówki, oddaliśmy go też za darmo telewizjom. Jeśli ktoś myśli, że sprzedając koszulki za 30 złotych dorobiłem się fortuny, to gratuluję, ale ten ktoś nigdy nie powinien zajmować się własnym biznesem. Koszulki zrobiliśmy dla naszych patronów i sprzedawaliśmy je po kosztach. Nie rozumiem tego oburzenia. Przyczepili się do tego ludzie, którzy nie mogą przyczepić się do filmów, do przedstawionych w nim faktów, więc wyciągany jest jakiś argument, nie powiem skąd, dotyczący koszulek. Proszę spojrzeć na cenę koszulek tzw. patriotycznych, ile one kosztują za sztukę, a za ile my sprzedawaliśmy nasze, i czy nasza działalność była komercyjna, czy był to ukłon w stronę chcących mieć taką pamiątkę. Kilka drobnych złotych, które zostały jako nadwyżka, wykorzystaliśmy przy produkcji drugiej części.
MM: Czy kolejna produkcja może powtórzyć sukces, pod względem oglądalności, pierwszej?
TS: Mam nadzieję, że kolejny film, czyli "Zabawa w chowanego", będzie miał wielomilionową widownię. Po to zajmujemy się tym tematem, żeby jak najwięcej osób dowiedziało się o sprawie, aby pokazać, że ofiary przestępstw seksualnych wciąż czekają na pomoc i wciąż są osamotnione. By nie pozwolić, żeby panująca nie tylko w polskim, ale ogólnie europejskim społeczeństwie znieczulica w tym temacie, nadal trwała. Żeby ofiary nie zostały same. Czy uda się powtórzyć sukces frekwencyjny "Tylko nie mów nikomu?" Nie wiem. Gdyby mi ktoś powiedział przed premierą pierwszego filmu, że będą ponad 23 miliony wyświetleń, to nigdy bym nie uwierzył. Zakładaliśmy z bratem, że jak będzie 5 milionów, to będziemy bardzo zadowoleni. Więc, jeśli chodzi o "Zabawę w chowanego", to powtórzę myśl - jeśli będzie około 5 milionów widzów, to będę zadowolony. Filmu możemy spodziewać się pod koniec stycznia.
Tomasz Sekielski odbierający nagrodę DetonaTOR 2019 - fot. Damian Arciszewski
MM: Czy liczy pan na rewolucję po premierze drugiej części?
TS: Nie jestem od robienia rewolucji. Tworzę filmy, pokazuję problemy, pozostawiam osąd widzom. To oni mogą ewentualnie doprowadzać do rewolucji, czy wymuszać coś na kimś swoimi protestami. Mówiłem zresztą osobom skrzywdzonym w dzieciństwie, które pokazały swoją twarz w filmie, żeby nie liczyły na rewolucję. To nie będzie tak, że jeden film zmieni wszystko, że nagle hierarchowie kościelni powiedzą: "ach, no tak, jest taki film, to teraz my otworzymy archiwa, rozliczymy się, wszystko pokażemy, ujawnimy całą prawdę." To wymaga, moim zdaniem, lat a nie miesięcy, więc być może kolejny film pomoże i będzie następnym krokiem do pełnego wyjaśnienia sprawy. Nie robię go jednak po to, by doszło do jakiejś rewolucji.
MM: Czy był pierwotnie zamysł, aby tworzyć więcej części filmu?
TS: Widzieliśmy, ile zebraliśmy materiału. Owszem, kiedy kończyłem pierwszą część, przeżywałem te wszystkie historie i miałem jak najmniejszą ochotę, aby kontynuować ten temat, ale kiedy podjęliśmy decyzję o wyłączeniu jednego z tematów ze względu na jego przedność, wiedzieliśmy, że musi powstać część druga. Po pierwszym filmie zgłosiło się około kilkaset kolejnych osób ze swoimi wstrząsającymi historiami, więc na pewno zrobimy część drugą, może i trzecią - chciałbym stworzyć tryptyk, ale też nie mogę niczego definitywnie powiedzieć. Proszę mi wierzyć - te wszystkie tematy, te historie, też mocno siadają mi w głowie i prędzej czy później będę musiał od tego odpocząć, tak dla higieny psychicznej.
MM: Jak smakują nagrody otrzymane z rąk studentów?
TS: Tutaj głosuje 10 000 osób, jest to bardzo masowy plebiscyt. Mam nadzieję, i chcę w to wierzyć, nawet jeśli nie do końca jest to prawda, że głosują tutaj osoby, które choćby ze względu na kierunek studiów, muszą się bardziej interesować dziennikarstwem i mediami niż zwykły zjadacz chleba i konsument mediów. Dzięki temu ta nagroda zyskuje. Istnieje już od tylu lat, tak wiele zacnych nazwisk stało na tej scenie i odbierało nagrodę...tym bardziej cieszy mnie, że to już mój trzeci Mediator. Chyba jestem rekordzistą jeżeli chodzi o nie(śmiech). Bardzo mi miło jest tutaj być i otrzymać nagrodę od studentów. Mam tylko nadzieję, że moja wiara, że studenci dziennikarstwa są bardziej zorientowani od zwykłego Kowalskiego w tym co się dzieje, jest prawdziwa, bo w dzisiejszych czasach na dziennikarzach spoczywa jeszcze większa rola niż wtedy, kiedy ja zaczynałem swoją przygodę z zawodem, czyli ćwierć wieku temu. Teraz, w czasach postprawdy, fake newsów, manipulacji, farm trolli i innych rzeczy, rasowe, jakościowe dziennikarstwo jest niezbędne do funkcjonowania państw. Dobre dziennikarstwo, które pokazuje prawdę, opowiada otaczający świat, jest niezbędne, aby przetrwała demokracja, nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Dlatego na tych, którzy dziś studiują dziennikarstwo, czy tez po prostu w przyszłości chcą być dziennikarzami, spoczywa olbrzymia odpowiedzialność i wyzwanie.
MM: Jakie rady ma pan dla przyszłych dziennikarzy?
TS: Muszą być uczciwi, pamiętać, ze służą nie sobie, nie szefowi, nie właścicielowi mediów, ale swoim widzom, słuchaczom, czytelnikom - to oni są ich pracodawcami. Powinni być cierpliwi, mieć prosty kręgosłup, nie chodzić na skróty. Łatwo jest zdobyć sławę, ale nie należy jej mylić z byciem dobrym dziennikarzem. Robienie jakichkolwiek materiałów z robieniem dobrych, wartościowych, to są dwie różne rzeczy i nie można ich mylić. Przede wszystkim uczciwość i siła charakteru. To jest ważne w dzisiejszych czasach, gdy finansowo ten zawód już nie jest tak atrakcyjny jak jeszcze kilka lat temu - trzeba traktować go jak pasję, sposób na życie, jak coś zdecydowanie więcej niż tylko praca.