Hollywood co roku musi wyprodukować horror. Dzisiaj to prosta sprawa, niektóre wydają się bardzo ładne: z genialną fabułą i efektami. Czasami można nawet spotkać znanych aktorów, co jest dziwne, bo w horrorach bohaterowie zazwyczaj umierają. Niestety całkowicie nieudanych horrorów jest więcej niż udanych. Związane to jest ze słabym scenariuszem i beznadziejną grą aktorską. Połączenie Biblii i horroru brzmi absurdalnie, ale film „Obcy: Przymierze” pokazuje, że jeśli do sprawy podejść odpowiednio, to można zrobić wszystko.
Fabuła
„Obcy: Przymierze” to jeden z najbardziej oczekiwanych filmów 2017 roku, więc ciężko nic o nim nie wspomnieć. Gatunek to fantastyka naukowa. Twórcy przejmują się opinią widzów i chcieli przygotować materiał doskonale opracowany co do detalu. Perfekcyjny wizualnie i planowo „Prometeusz” był bardzo krytykowany za scenariuszowe wpadki i niezliczone w fabule zwroty akcji. Po takim sporym projekcie jak „Prometeusz”, w „Przymierzu” pokładano duże nadzieje.
Film okazał się dużo lepszy od swoich poprzedników, ale: osoby, które pokochały wszechświat „Obcego”, po „Prometeuszu” mogą znaleźć kilka gorzkich słów, znajdą grunt do krytyki tego filmu. Osoby, którym nie będzie podobało się, że fabuła przygotowana jest a-la „Obcy 3-4”, też być zawiedzione. Ten, kto stawia na fizykę, logikę, analitykę – też będą niezadowoleni.
Trzeba jednak powiedzieć, że w formacie założonego kanonu film wygląda świetnie. Wizualna strona, montaż, dynamika, akcja, napięcie, intryga – wszystko to zrealizowano tak, że widowisko na ekranie jest porywające od pierwszych minut, a stopień zainteresowania rośnie z każdym kolejnym kadrem. Film nabiera szybkości co chwilę, przyspiesza tempo, tylko czasami pozostawiając grunt dla filozoficznych rozważań.
Jednak na zbliżenie się do pierwszych dwóch filmów o „Obcym” nie pozwala nowemu projektowi kilka detali. Są to: zignorowanie utrzymania tak zwanej „dramatycznej pauzy” w opowiadaniu. Jeśli pierwszy akt filmu, podjęty dosyć dominującym epizodem, rozwija się emocjonalnie, to w całości film jest nieskończonym huraganem wydarzeń, w którym charaktery bohaterów i dialogi z lekka blakną. Klipy i nierealistyczna fizyka – fatalna tendencja współczesnej kinematografii – rozprzestrzeniły swój wpływ praktycznie na każdy film z podobną tematyką. Jednak, na szczęście, przy tych samych błędach „Obcy: Przymierze” wygląda lepiej niż „Prometeusz”.
Mówiąc o głównych „postulatach nowego kanonu” można odznaczyć kilka ważnych faktów. We Wszechświecie Obcych nie przyjęto zakładać skafandrów, jeśli powietrze jest zdatne do oddychania. Przedmioty i istoty mogą odnosić obrażenia i współdziałać bez uwzględnienia masy, ingerencji, innej kinetyki i oporu materiałów. Zachowanie bohaterów w sytuacjach stresowych waha się od pełnego spokoju do ataku histerii. Wszystko to w duchu kina przygodowego i kosmicznej fantastyki. Jeśli tylko zrozumiecie tę konwencję, to będziecie oglądać film z przyjemnością.
W tym kontekście otwiera się wielki plus nowego Obcego. Porywający scenariusz i umiejętna praca reżyserska sprawiły, że film nie zawiera nudnych momentów i bezsensownych dialogów, które utopiły „Prometeusza”. Wszyscy bohaterowie otwierają się jako osobistości bezpośrednio w trakcie akcji, a nie w rozmowach. To zasługa reżysera – do momentu przejścia od wstępnej części do głównej mamy już wiedzę o większości członkach załogi.
Przed nami pojawia się grupa inżynierów i pilotów, którzy chociaż nie mają skłonności do awanturnictwa, to jednak zapominają o ostrożności przed obliczem ponętnych perspektyw odkrycia nowej planety. Niektórzy myślą, że to znowu ten sam błąd, który popełnił Ridley Scott i Jon Spaihts. Nie należy mylić jednak zaplanowanej ekspedycji naukowej i spontanicznej decyzji ekipy. Pragnienie odkrycia czegoś nowego jest nieodłączną częścią człowieka od niepamiętnych czasów.
Tak jak w prawdziwym życiu, tak i w „Przymierzu” każdy niezwykły efekt może być wyjaśniony przez „czynnik ludzki”. Bohaterów w „Przymierzu” ciężko oskarżać o niewłaściwe zachowanie. Również nie wolno zapominać o takiej rzeczy jak naiwność. Biorąc pod uwagę fakt, że jednym z motywów przewodnich w filmie jest niedoskonałość człowieka, niektóre epizody z udziałem ludzi i androida Davida wykreowały komiczne efekty.
Bohaterowie
Można twierdzić, że to android jest główną atrakcją tego filmu. Pamiętając robota Davida i inne postaci w filmach, zawsze można wskazać, że podobieństwo ludzi i bio-robotów jest przerażające i tworzy dobrze znany efekt „doliny niesamowitości”. Autystyczna miłość do ksenomorfów w Ashe, przywiązanie do ludzi ze strony Bishopa, kompleksy „dzieciaka” w Call – wszystkie te żywe przebłyski nabierają zupełnie nowego koloru w socjopatii Davida, którego świetnie zagrał Michael Fassbender. Ale w „Przymierzu” pokazane jest, że kompleks androida rozciąga się znacznie szerzej niż banalność nadczłowieka.
I na to warto zwrócić uwagę. David rozszerza wszechświat „Obcych” nie gorzej, niż rozwój złowrogiej korporacji w filmie Jamesa Camerona. Samoświadomość syntetyków nie jest nowa, ale to istotny i ciekawy temat, który jest w stanie ujawnić drugą stronę przyszłości ludzkości. Podobnie jak idee filmowej adaptacji „Blade Runner”. Być może w tym jest wielki potencjał dla pojedynczego projektu. „Obcy: Przymierze” odgrywa nie tylko akcje, ale także dramat psychologiczny o tworzeniu sztucznej istoty przewyższającej twórcę.
Aktorzy z powodzeniem poradzili sobie z rolami. Są postrzegani jako prawdziwi ludzie, a nie manekiny, które zostaną zniszczone. Główny bohater, choć wydaje się w pierwszej chwili dość emocjonalny i słaby, w końcu okazuje się nieustraszonym wojownikiem, który zaskakuje.
Uderzające jest to, że Ridley Skott choć zmniejszył zakres biblijnej tematyki, to jednak wkręcił do scenariusza podteksty religijne. Kolejna wiadomość o marności ludzkiej wiary w obliczu kompletnej rozpaczy wzmacnia koncepcję niedoskonałości ludzi na tle swoich kreacji – syntetyków i ksenomorfów.
Pomimo tego, nie można nazwać „Obcego: Przymierze” filmem przygnębiającym. Jest to imponujący i spektakularny przebój z elementami horroru. Atmosfera strachu realizowana jest nie w screamerach, lecz w oczekiwaniu czegoś. Intelektualne rozmowy androidów i chwilowe rozmowy załogi „Przymierze” nie pozwalają odpocząć, ale i nie męczą. Zachęcają do zagłębienia się w szczegółach fabuły, częściowo w odpowiedzi na pytania zadane w „Prometeuszu”, a częściowo nowo wprowadzonych.
Ocena
Ridley'owi Scottowi udało się stworzyć wspaniały i brutalny thriller fantastyczny, który z powodzeniem łączy podstawę „Obcego”, „Obcych” i „Prometeusza” oraz dodaje wiele ciekawych elementów. Film nie jest doskonały i trafiają się również negatywne oceny, ale jak dobrze wiadomo, każdy kieruje się własnym gustem. Jes to wielkie wydarzenie dla fanów oryginalnych Obcych, nawet jeśli nie spełnia wszystkich oczekiwań. Jednym wielkim minusem jest to, że po filmie zawitało u mnie w głowie sporo pytań. Jestem zadowolony z filmu, obejrzenie go nie jest czasem straconym i z czystym sercem mogę polecić go wszystkim fanom Obcych oraz wszystkim tym, którzy pragną zobaczyć dobrze stworzony horror.
Źródło ilustracji: flickr.com