Zeszły rok obfitował w wiele różnorodnych premier. Mieliśmy produkcje lepsze, gorsze oraz absolutne porażki. Dzisiejszy artykuł nie będzie skupiał się na dobrych czy genialnych tytułach. Zapraszam na przegląd porażek roku 2023.
Obecnie twórcy gier serwują nam produkcje, które niekoniecznie mogą być warte te 300 złotych. Wiele gier to niestety nieporozumienia realizowane pod liczną publiczność. Warto jednak wylistować, co nie jest dobre i uświadamiać graczy, że zasługują na coś więcej niż zniewagę w postaci słabych produkcji. Oto zestaw gier, których (moim zdaniem ;) ) nie powinno traktować się na poważnie.
1. Redfall
Miasto opanowane przez wampiry oraz walka z nimi w czteroosobowej drużynie. Opis brzmi świetnie, prawda? Co trawiło tę produkcję w momencie premiery? Znikome ilości w walki w pustym świecie, nudny gameplay i niedziałające AI oponentów, jeśli jakichś udało się napotkać. Do tego koszmarna optymalizacja niepozwalająca na grę w 60 klatkach na sekundę nawet na dobrym sprzęcie.
W skrócie wyszedł z tego generyczny shooter dla niedzielnego gracza, którego jedynym wyznacznikiem jakości jest: „A mi się podoba”. Produkcję można śmiało określić jako wypadek przy pracy Arkane Studios działającej na rzecz Bethesda Softworks. Przed premierą naprawdę sądziłem, że będzie to fajny tytuł. Myśli te były spowodowane patrzeniem przez pryzmat poprzednich produkcji studia takich jak seria Dishonored czy Prey z 2017 roku. Koniec końców Redfall okazał się czarną owcą Arkane.
2. The Lord of the Rings: Gollum
Gra od Daedalic Entertainment, na którą fani Władcy Pierścieni… nie czekali. Liczne błędy, problemy optymalizacyjne, znikające zapisy rozgrywki - to tylko część niedociągnięć tego tytułu. Mimo potężnych wymagań gra przypomina produkcje z czasów Playstation 3 (i nie, to nie jest celowe działanie studia). Co więcej, tytuł na tyle cieszył się złą sławą, że po premierze Daedalic Entertainment wydało oświadczenie, o zakończeniu z produkcją gier.
Zobacz zwiastun The Lord of the Rings: Gollum
3. The Lord of the Rings: Return to Moria
I ponownie tytuł, którego akcja toczy się w uniwersum Władcy Pierścieni. Tym razem otrzymaliśmy symulator górnika od Free Range Games. Jeśli jesteś osobą poszukującą w grach głębi, pragnącą się czegoś nauczyć lub sprostać jakiemuś wyzwaniu – to tutaj tego nie znajdziesz.
Miał to być survival w otwartym świecie i możliwością wyboru (czemu przeczą ograniczone możliwości budowania między innymi baz, które i tak służą wyłącznie przegrupowaniu). Otrzymaliśmy zamkniętą korytarzówkę, gdzie gracz nieraz natknie się na ślepy zaułek. Kolejnym łamaniem filarów dobrego survivalu jest nieprzemyślany crafting czy też niedośrubowany poziom trudności – w żaden sposób niegratyfikujący graczy w przypadku sukcesów i aktywności, takich jak najazdy przeciwników.
Ta gra to coś, co na spokojnie można by było skleić w Unreal Engine, mając podstawową wiedzę na temat działania programu.
Zobacz zwiastun The Lord of the Rings: Return to Moria
Zobacz także: Zostałem kosmicznym śmieciarzem – Recenzja Lethal Company
4. Skull Island: Rise of Kong
„Gra”, która nie powinna powstać. Mamy tutaj potwora, którego wyprodukowano na zasadzie: „Kupmy licencję za 20 złotych i zróbmy grę. Na pewno się sprzeda”. Za te przysłowiowe 20 złotych otrzymaliśmy bazarową gierkę, którą można by było dodać do płatków śniadaniowych w roku 2005. No prawie. W rzeczywistości twórcy zażyczyli sobie za to arcydzieło 185 złotych. I jak zwykle możemy tutaj wylistować opłakaną optymalizację, błędy liczniejsze niż liczba przeciwników w grze oraz animacje tak „dobre”, że odechciewa się grać. No i oczywiście ta wspaniała grafika:
Źródło: screen Skull Island: Rise of Kong
5. The Walking Dead: Destinies
Po wspomnianym wyżej Kongu myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. Wtedy pojawiła się ona. Kolejna gra wyprodukowana przez Flux Games na zlecenie GameMill Entertainment, tym razem na licencji The Walking Dead. Koszmarna grafika przypominająca produkcje z ery PS3/X360. Twórcy postawili tutaj na niskie koszty, drewniane animacje, nieanimowane przerywniki filmowe i opłakany model strzelania.
Poza wymienionymi wyżej problemami należy też wspomnieć o braku konsekwencji. Gra ma częsty problem z doborem, które są losowo wczytywane, dzięki czemu w każdym momencie możemy „spotkać” postaci, które zginęły wcześniej. A wszystko to zaledwie za 231 złotych.
Zobacz zwiastun The Walking Dead: Destinies
6. Call of Duty: Modern Warfare III
Prawdopodobnie większość z nas kojarzy serię Call of Duty. Mieliśmy odsłony lepsze, gorsze, ale MW III to prawdopodobnie największy badziew, jaki widziano w branży AAA. Za 350 złotych Activision zaserwowało nam kampanię singleplayer, tryb multiplayer oraz tryb zombie. Problem pojawia się w momencie, gdy uświadamiamy sobie, że:
- Kampania singleplayer to pisane na kolanie wypociny zapewniające TYLKO 3 godziny rozgrywki. Jedyna „pełnoprawna” misja jest pokazana na YouTube. Pozostałe to nic innego jak wycinek z darmowego trybu Warzone połączone z adekwatnymi mechanikami takimi jak: półotwarty teren z odradzającymi się przeciwnikami, zrzutami wyposażenia czy otwieraniem skrzynek.
- Tryb multiplayer nie wprowadza absolutnie żadnych nowych map. Wszystkie to zaledwie remastery poziomów z Modern Warfare II.
Najgorsze jest to, że ta „gra” miała być DLC do poprzedniej części. Prawie wszystkie assety, bronie, czy nawet mechanika strzelania pochodzą z MWII, które otrzymaliśmy rok temu.
Zobacz zwiastun Call of Duty: Modern Warfare III
7. Overwatch 2
„Darmowa” aktualizacja do gry Overwatch studia Blizzard Entertainment, która „zabiła” pierwowzór. W zamian za tytuł Free to Play otrzymaliśmy elementy takie jak BattlePass, na który trzeba sypnąć przysłowiowym groszem by móc odblokowywać elementy kosmetyczne czy nowe postacie. Często znajdują one na końcu przepustki, więc jeśli ktoś nie będzie grał lub nie zapłaci to straci możliwość odblokowywania ich. Tak – postacie z przepustki przepadają.
Przeczytaj także: The Game Awards 2023 – Zwycięzcy i zapowiedzi
Oprócz tego mamy mocno zachwiany balans rozgrywki czy ciągłe problemy z serwerami. Dodatkowo od samej zapowiedzi twórcy zapewniali wprowadzenie darmowej kampanii dla pojedynczego gracza. Skończyło się na obietnicach, ponieważ studio stwierdziło, że lepiej jest wydać osobne wycinki misji i kazać graczom za nie płacić. Ciekawostką jest fakt, że w zaledwie kilka godzin po wprowadzeniu gry na platformę Steam Overwatch 2 pobił rekord najgorzej ocenianej gry. Obecnie oceny są „Przytłaczająco negatywne” a to tylko (!) 234 tysiące recenzji.
Źródło: Strona gry na Steam / https://store.steampowered.com/app/2357570/Overwatch_2/
8. Diablo IV
Kolejna produkcja od Blizzard Entertainment. Gracze lata czekali na kontynuację kultowego Hack&Slasha jakim jest Diablo. W końcu firma zaprezentował tego potwora. Już w momencie zapowiedzi wielu użytkownikom zapaliła się czerwona lampka. Po pojawieniu się trailera wielu twierdziło, że gra wygląda drewnianie. Nie pomagał temu fakt, że między oficjalnymi częściami cyklu wypuszczono Diablo: Immortal, czyli mobilną odsłonę gry, którą wielu fanów znienawidziło.
W końcu nadszedł czas na Diablo IV. Blizzard zaserwował nam tym razem otwarty świat, wiele uproszczeń oraz rozbudowaną fabułę. Co jest więc złego w DIV?
Wielu graczy nie obchodzi fabuła, która jest po prostu nudna. Opowieść w grach H&S powinna pełnić element drugorzędny, a tutaj jest wręcz wymuszane jej przechodzenie. Zaburza to odbiór gry z serii, która zawsze skupiała się na bieganiu i zabijaniu potworów, by zdobywać coraz lepsze przedmioty.
Kolejnym elementem jest zniszczona itemizacja. W czasach Diablo II ważnym było, by czytać co robią dane przedmioty, jakie zapewniają odporności czy synergie. Diablo IV zdegradował to do poziomu – zielony kolor z plusem to przedmiot lepszy, czerwony to gorszy.
Źródło: Screen z gry Diablo IV
Ale to nie są najgorsze aspekty gry. Mamy tutaj coś, czego nikt by się nie spodziewał po Blizzardzie (żart) czyli Battle Pass. Po raz kolejny Blizzard (tym razem w grze za 350 złotych) każe sobie płacić za dodatkowe elementy czy dostęp do aktywności. Sporo rzeczy jest po prostu niedostępnych. Największym absurdem jest to, że dodali skórkę do konia za zaledwie 280 złotych.
Źródło: Sklep Steam
Kiedyś Blizzard oznaczało – dobra gra. Obecnie mamy tutaj scam, mikropłatności, znieważenie graczy i niestety obawiam się, że już nigdy nie wypuszczą dobrego produktu.
9. Starfield
I na zakończenie najnowsza gra od studia Bethesda odpowiedzialnego między innymi za kultowe już The Elder Scrolls V: Skyrim. Gdy zapowiedzieli, że stworzą grą o kosmosie wielu ludzi miało nadzieję, że powstanie coś na miarę „kosmicznego skajrima”. Niestety okazało się inaczej i otrzymaliśmy żart z kategorii „Gry AAA”.
Elementów, które są tutaj zrobione źle jest tyle, że uznałem za najlepsze rozwiązanie wypisanie ich w punktach. A więc:
- Przestarzały silnik. Starfield używa silnika Creation Engine 2 czyli zmodyfikowanej wersji, która była używana już w 2011, gdy miała premierę gra Skyrim.
- Grafika – Gra przez korzystanie z wymienionego wyżej silnika wygląda paskudnie. Zresztą popatrzcie na te buźki:
Źródło: https://www.reddit.com/r/Starfield/comments/167oww7/why_do_the_characters_look_like_that_im_scared/
- Błędy – znikające zadania, nieistniejące AI przeciwników, niemożliwość skończenia gry. Bo tak.
- Głupota, brak konsekwencji i złe designy – obiecanki zwiedzenia niezliczonych światów. W rzeczywistości puste planety, bardzo ograniczona pula generowanych obiektów. Do tego brak logiki, działające wiatraki czy ogniska na planetach bez atmosfery to tylko dwa przykłady z wielu.
Co do level designu to istnieje kilka fabularnych planet, które tworzone są ręcznie, ale poza nimi, losowo generowane planety to żart.
Podróż między planetami też pozostawia wiele do życzenia. Nie można latać od jednej do drugiej, gdyż gracze są zmuszeni do szybkich podróży połączonych z wszechobecnymi ekranami ładowania. Nie można samodzielnie wylądować na ciałach niebieskich, od tego jest teleportacja. Eksploracja planet też nie jest w pełni możliwa, ponieważ zaledwie część powierzchni jest faktycznym terenem.
Dodatkowo fabuła – nuda oraz nieangażująca. Nie oszukujmy się, Bethesda nigdy nie potrafiła w tworzenie historii.
Bethesda w obronie projektu
I teraz moja ulubiona część: kontrowersje.
Mogła sobie istnieć zła gra, którą gracze słusznie zjadą. A jeśli ktoś będzie chciał to po nią sięgnie lub nie. Bethesda jednak musiała zacząć bronić swojego dzieła. Tak docieramy do głośnej sprawy, w której Emil Pagliarulo, dyrektor projektu opublikował wpis:
„Zabawne, jak bardzo niektórzy gracze są oderwani od realiów tworzenia gier, a mimo to chętnie wypowiadają się z pełnym autorytetem. Sam mogę zgadywać, co jest potrzebne do wyprodukowania ciastek Twinkie, ale nie pracuję w fabryce, więc co tak naprawdę wiem? Niewiele.”
W skrócie: Gracze nie tworzą gier, więc nie mają prawa ich krytykować. Oczywiście nie spotkało się to z pozytywnym odbiorem społeczności, ale na szczęście „gracze nie mają prawa głosu”. Podobnie było na polskiej scenie Twitcha, gdzie firma starała się uciszać twórców negatywnie wypowiadających się o Starfieldzie, a memem stał się „Bethesda cancel speedrun”.
Na plus można uznać tylko jedną rzecz, mody. Jak to w grach Bethesdy bywa wiadomym jest, że modderzy to naprawią. No dobra, żartuję. W tym wypadku osoby tworzące własną zawartość poddały się. Grupa twórców odpowiedzialnych za mod mający wprowadzić możliwość gry ze znajomymi (podobnie jak w Skyrim Together) uznała, że nie warto w to brnąć. Cytując jednego z członków tej grupy: „Ta gra to p*******ny śmieć”. Po tym oświadczeniu cały projekt został udostępniony za darmo do skończenia przez kogoś innego.
Patrząc na to jak wygląda Starfield mam ogromną nadzieję, że The Elder Scrolls 6 nigdy nie powstanie.