Na mapie Podkarpacia możemy znaleźć wiele inspirujących i ciekawych miejsc, odnoszących się do tradycji i kultury dawnych mieszkańców. Niewątpliwie jednym z ciekawszych obiektów na terenie północno-wschodniej Polski, jest Skansen w Kolbuszowej. Cały park etnograficzny poświęcony jest życiu, kulturze i zwyczajom Lasowiaków i Rzeszowiaków. Liczne chaty, wiatraki, młyny wodne i inne zabudowania gospodarcze tworzą malowniczą okolicę, która przyciąga rzesze turystów. Czy wszechobecna "ludowość" tego miejsca oddaje charakter zamierzchłych czasów?
Pierwszy krok...
Słońca blask, wody szum, wiatru szmer, liści szelest, ptaków śpiew.
Takie były pierwsze odczucia, kiedy tylko zawitałem przed progiem recepcji Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej. Miejsce dobrze mi znane, bowiem miałem okazję zwiedzać skansen, kiedy jeszcze byłem małym brzdącem. Wtedy - przeżycie jak każde inne, wiele nie rozumiałem, szedłem za innymi, bo tak mi kazano. Teraz - zacząłem dostrzegać coś więcej, przypominać sobie różne elementy, budowle. Jednak nie pora teraz na wspominki...
Wszedłem do starej chaty, przebudowanej na recepcję, jednak zachowanej cały czas w "starym stylu". Usiadłem na drewnianym krześle koło okna, wsłuchując się w skrzypienie drewnianej podłogi. Oczekiwałem na osobę, która miała mnie oprowadzić i nieco opowiedzieć o tym miejscu. Po chwili wszedł do izby zarośnięty pan, uśmiechnięty, pełen energii. Był ubrany w strój roboczy, Pomyślałęm, że to pracownik z budowy obok. Przywitał i przedstawił się, jak się okazało, to on miał być moim przewodnikiem dzisiejszego dnia. Był to dr Janusz Radwański, kulturoznawca i wykładowca akademicki. Po chwili rozmowy opowiedział mi, że pracuje w dziale etnograficznym, prowadzi badania terenowe, wyszukuje i gromadzi liczne eksponaty muzealne, które później możemy oglądać na wystawach w skansenie. Dało się odczuć, że jest to człowiek z pasją i kocha swoją pracę. Po krótkiej pogawędce w progu, wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w stronę pierwszych zabudowań.
Droga (nie)usłana różami...
Szliśmy dróżką, wysypaną szarymi kamyczkami, w których buty lekko grzązły i zapadały się stopy. Zaraz po lewej stronie zobaczyłem chałupę dworkową z 1815 roku, która pierwotnie pochodzi z Żołyni. Bez zastanowienia, weszliśmy do środka i ku mojemu zaskoczeniu - była pusta. Wisiało jedynie kilka obrazów na ścianach, a poza tym, wszystkie pokoje były opróżnione. Pan Janusz szybko zaczął mi tłumaczyć dlaczego tak to wygląda. 22 maja, niecały tydzień temu, na terenie Kolbuszowej i okolicznych wsi, miała miejsce sporych rozmiarów powódź. Nil, jak i pobliskie stawy, przez gwałtowne i nadmierne opady deszczu, wylały się. Woda wdarła się do niektórych budynków, podtopiła elementy wystroju i liczne eksponaty. Korzystając z ładnej pogody, pracownicy suszyli obrazy, płótna i meble.
Chwila westchnień, wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy dalej, tym razem zbaczając w polną drogę...
Co chwila mijaliśmy drewniane chaty, pokryte strzechą, koło których stały studnie obite deskami i drewniane żurawie. Na podwórku zaś spacerowały gęsi i kaczki, skrzecząc w niebogłosy. Ten widok przypominał mi jedno, dom moich dziadków, "wiejski" klimat, spokój i sielankowe życie. Podczas spaceru, podpytywałem nieco o architekturę i sam teren skansenu. Jak się okazało Muzeum Kultury Ludowej ma do dyspozycji aż 30 hektarów ziemi, ponadto dysponuje około setką obiektów i budowli na całym terenie. Park etnograficzny obejmuje trzy miejscowości: Kolbuszowę, Kolbuszowę Dolną i w sporej części - Brzezówkę. Ze względu na nieciekawą sytuację po powodziach, nie mieliśmy zbyt dużo czasu na zwiedzanie, nie chciałem też zabierać Panu Januszowi dnia, dlatego wybraliśmy kilka ciekawszych miejsc w pobliżu.
Zwiedzania ciąg dalszy...
Po jakimś czasie mineliśmy drewnianą, niepozorną kapliczkę. Po czym dr Radwański zawrócił i stanął przed nią. Zadałem mu wcześniej pytanie, dotyczące tego, co go najbardziej urzeka w tym miejscu, co sprawia, że jest ono tak magiczne. Udzielając odpowiedzi odniósł się właśnie do tej, malutkiej kapliczki. "Każdy z tych elementów jest punktem wyjścia do wielu ciekawych opowieści" - dodał. Opowiadał o tym, jak jest starannie wykonana, że każdy detal został wykonany z dbałością o najmniejszy szczegół. Ludzie mieli "naturalną potrzebę piękna", dlatego choćby figurka Jezusa, wyrzeźbiona w drewnie, była niezwykle dokładnie odwzorowana. Blacha z której został wykonany daszek, miał wycięte wzorki. Dlatego skansen jest tak "magiczny", bo każdy, nawet najmniejszy element ma jakąś historię, o której można opowiadać dużo, niekiedy bez końca. Poza tym jest świetnym miejscem do spotykania się ludzi, utożsamiania się z kulturą Lasowiacką- podkreślał w rozmowie Pan Janusz.
Drewniany gigant...
Przyznam, że straciłem rachubę czasu. Niewiadomo skąd, przede mną ukazał się ogromny, drewniany kościół pw. św. Marka Ewangelisty. Został on sprowadzony z Mielca-Rzochowa, a pochodzi z 1843 r. Jest to stosunkowo nowy nabytek, został otwarty dla zwiedzających w 2014 roku. Widząc rozmiary tej budowli nie mogłem nie zapytać o to, w jaki sposób została sprowadzona na teren skansenu. Jak się okazało, był to proces bardzo żmudny i czasochłonny. Zanim budynek zostanie przetransportowany, zbiera się szereg informacji na jego temat. Opisuje się dokładnie pomieszczenia, otoczenie i budynki z jakimi sąsiaduje, by idealnie odwzorować jego ułożenie w miejscu docelowym. Dopiero potem, można planować przewóz zabytku do muzeum.
Weszliśmy bocznymi drzwiami do wnętrza świątyni. Zaraz po przekroczeniu progu można było wyczuć, jedyny w swoim rodzaju, zapach starego drewna. Swoją drogą - bardzo charakterystyczny dla wszystkich obiektów na terenie skansenu. Dr Radwański zwrócił szczególną uwagę na płótna ścienne w prezbiterium. "Ludzi stać było tylko na drewniany kościół, ale chcieli żeby wyglądał bogato, więc namalowali marmurowe ściany na płótnach i voilà" - powiedział. Trzeba przyznać, że kreatywność wiernych w tamtych czasach nie znała granic. Muszę przyznać, że gdyby nie fakt, że Pan Janusz uświadomił mi, iż na ścianach bocznych są płótna, pewnie myślałbym, że to zwykły marmur. Samo odrestaurowanie tych malunków, zajęło ponad 4 lata, przy czym dalsze prace nadal trwają. W planach jest pokrycie płótnami wszystkich ścian kościoła, jednak jak zaznaczył mój rozmówca - "Te działania pochłaniają wiele czasu i pieniędzy".
Walka z wiatrakami...
Po wyjściu ze świątyni, udaliśmy się w ostatnie miejsce. Była to polana, na której z daleka widać było kilka wiatraków. Udało mi się wejść do jednego z nich. Pan Janusz zaprowadził mnie na samą górę, do samego serca machiny. Było ciasno, a podłoga sprawiała wrażenie, że zaraz zapadnie się pod naszym ciężarem. Dowiedziałem się nieco o pracy ludzi przy produkcji mąki i zasadach działania wiatraka. Jak mówił dr Radwański: "Młynarz nie był uzależniony zupełnie od kierunku wiatru, lecz od własnej siły, którą mógł wykorzystywać na różne sposoby". Praca na takim sprzęcie na pewno nie należała do lekkich i wymagała od ludzi dużych umiejętności.
Ostatnia prosta...
Pogoda zaczęła się nieco psuć, wiatr szalał coraz bardziej, a mój notatnik prawie wyleciał z rąk.
To był czas, żeby wracać do miejsca, z którego wyruszyliśmy. W drodze powrotnej podpytałem mojego rozmówcę o kulturę Lasowiaków, co było dla niej charakterystyczne. Wyróżnikiem lasowiaków okazała się po pierwsze - izolacja od świata. Lasowiacy zamieszkiwali m.in Puszczę Sandomierską, mieszkając w odosobnieniu i bez kontaktu z innymi grupami etnograficznymi. Byli społeczeństwem mocno archaicznym, wierzącym w magię i zabobony - dodaje Pan Janusz. Po drugie - ich "sposób bycia" był zapożyczony od Mazowszan, których ingerencja miała duży wpływ na powstanie Lasowiaków.
Po półtora-godzinnej wędrówce wróciliśmy pod budynek recepcji. Podaliśmy sobie dłonie i rozeszliśmy się w różne strony. Dr Radwański wrócił pomagać przy osuszaniu mebli, obrazów i elementów wystroju po ostatniej powodzi. Ja natomiast wróciłem spowrotem do parku etnograficznego, aby na spokojnie zrobić zdjęcia i pobyć chwilę "sam na sam" z kulturą ludową.
Nie ulega wątpliwości, że skansen oferuje kulturową podróż w czasie. Na pewno można odczuć naturalną "swojskość" tego miejsca. Unoszący się w powietrzu zapach skoszonej trawy, słomianych dachów i drewnianych domów dodaje głębi, dopełnia całość i rozbudza wyobraźnię. Z pewnością każdy obiekt z osobna, jak i wszystkie razem oddają charakter dawnych czasów. Wszystko ma swoją historię, przecież ktoś dawno temu dbał o te mieszkania, przyozdabiał je. Mają one nie tylko wartość materialną, ale przede wszystkim - ogromną wartość sentymentalną. Dlatego ważne, aby dbać o rozwój kulturowy obecnych mieszkańców. Przekazywać wiedzę kolejnym pokoleniom tak, aby dorobek naszych przodków i związana z nim kultura, nie odeszły w zapomnienie...