Adrian Socha, bo o nim mowa, zawodowo pełni służbę w strukturach Państwowej Straży Pożarnej. Prywatnie jest pasjonatem górskich szlaków. Pewnego dnia, razem z dwójką znajomych, postanowił sięgnąć Dachu Europy. Wyprawie przyświecał szczytny cel - wesprzeć fundację, pomagającą dzieciom bohaterów, którzy polegli na służbie. O szczegółach wyprawy i ambitnych planach na przyszłość opowiedział Adrian, inicjator całej akcji.
Kamil Ząbczyk: Nie tak dawno opuściłeś mury naszej uczelni. Ile zmieniło się w twoim życiu od tamtego czasu?
Adrian Socha: Od ukończenia uczelni zmieniło się w moim życiu kilka rzeczy, skupię się na tych istotnych. Mianowicie, stałem się strażakiem, który pełni służbę w jednej z Jednostek Ratowniczo-Gaśniczych na terenie kraju. Co więcej, odkryłem swoją przedsiębiorczą stronę. Wraz z kilkoma osobami rozwijam mały startup, przy okazji współtworzymy też kanał na YouTubie, który nawiązuje do motywów strażackich. Ostatnią rzeczą, którą mogę się pochwalić jest to, że zostałem alpinistą.
KZ: Zawodowo jesteś funkcjonariuszem JRG w Węgorzewie. Pewnego dnia postanowiłeś zdobyć najwyższy szczyt Alp. Jak na tę wiadomość zareagowali twoi znajomi z pracy?
AS: O całej wyprawie poinformowałem najpierw swojego przełożonego, który na wieść o tym, że organizuję wyprawę strażacką na Mont Blanc, bardzo się ucieszył. Mogłem liczyć na jego wsparcie merytoryczne. Jeśli chodzi o kolegów z pracy, funkcjonariuszy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej, kiedy dowiedzieli się, że wyprawa się odbędzie, bardzo mocno włączyli się w kibicowanie podczas jej trwania. Ponadto mogłem liczyć na ich wsparcie i dobre słowo.
KZ: Celem wyprawy, która odbyła się początkiem lipca, było zdobycie szczytu Mont Blanc - co z resztą się udało - ale nie tylko...
AS: Jeżeli chodzi o wyprawę, przyświecał jej cel charytatywny. Było nim poinformowanie polskiego społeczeństwa o celach statutowych fundacji Dorastaj z Nami. Pomaga ona dzieciom, które straciły swoich rodziców podczas pełnienia służby publicznej, czyli np. strażaków, ratowników medycznych czy policjantów. W czasie trwania wyprawy została zorganizowana i ogłoszona zrzutka, na wcześniej wspomniane cele fundacji.
KZ: Wspinaczka wysokogórska wymaga dobrej kondycji fizycznej. Jak zatem wyglądały przygotowania do wyprawy?
AS: Do wyprawy przygotowaliśmy się przez ostatnie kilka tygodni przed wyjazdem. Głównym elementem treningów były biegi, przy użyciu specjalnych maseczek, które imitują warunki panujące na wysokościach. Mają one za zadanie wzbogacić wdychane powietrze w dwutlenek węgla i zubożyć ilość tlenu. Ma to przygotować organizm do warunków, które panują na szczycie. Wspomnę tutaj, że na samym szczycie dostępnego tlenu jest o połowę mniej, niż w warunkach, w jakich na co dzień żyjemy.
KZ: Walka o szczyt Mont Blanc dokonała się w trzyosobowej grupie. Przybliż nieco pozostałe dwie osoby, twoich kolegów, którzy towarzyszyli ci podczas wyprawy. Jak się domyślam, nie zostali wybrani przypadkowo?
AS: Członkami wyprawy byli; Paweł Tylka i Robert Goławski. Każdy z nich posiadał cechy, które znacznie przyczyniły się do tego, że nasza wyprawa mogła odbyć się bezpiecznie i zakończyć się sukcesem. Jeżeli chodzi o Pawła, to jego wartością dodaną jest to, że doskonale mówi w języku francuskim. Wynika to z faktu, że urodził się na terenie Francji i ma obywatelstwo francuskie oraz polskie. Z kolei Robert, podchorąży Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, jest doskonale przygotowany kondycyjnie. Jest on reprezentantem Polski w dyscyplinie, jaką jest chód sportowy.
KZ: Czy fakt bycia strażakiem zawodowym pomógł ci w osiągnięciu celu? Jako strażak masz zapewne nie tylko silny charakter, ale i mocną psychikę.
AS: Zdecydowanie tak! Nawet odnosząc się do samej kondycji fizycznej - dzięki temu, że jesteśmy strażakami zawodowymi, dużo łatwiej było nam się przygotować. Pułap kondycyjny, z którego zaczynaliśmy, jest troszkę wyższy. Chociażby z tego względu, że od strażaka wymaga się ponadprzeciętnej sprawności. Służba, jako strażaka zawodowego, przygotowała mnie do tego, aby znosić trudy i myślę, że ten czynnik bardzo pomógł w kluczowym etapie wyprawy. Ostatnie dwie godziny podejścia na szczyt były wymagające kondycyjnie, jak i psychicznie. Uważam, że służba strażaka zawodowego w znaczącym stopniu przyczyniła się do osiągnięcia celu.
KZ: Emocje, związane ze wspinaczką wysokogórską, są porównywalne czy może większe niż te, które towarzyszą Ci podczas akcji ratowniczo-gaśniczych?
AS: Jeżeli chodzi o emocje, to myślę, że te które panują podczas wspinaczki są bardzo zbliżone do tych, które towarzyszą podczas akcji. Nie da się ukryć, że emocje zawsze są obecne, jednak nie jest to dominujący element w czasie prowadzenia działań, czy też wspinaczki. Góry mają jednak ten wyjątek, że w momencie, kiedy zdobywa się szczyt, uczucia i emocje napływają z dużo większą siłą. Nie jest łatwo nad tym zapanować. W naszym przypadku przejawiło się tym, że w momencie, kiedy byliśmy dosłownie 20 metrów od szczytu i byliśmy bardzo wyczerpani fizycznie, widząc już nasz cel, emocje stały się bardzo pomocne. Było nam dużo łatwiej pokonać ostatni dystans. Uczucia, związane ze zdobywaniem szczytu Mont Blanc, porównuję do dwóch podobnych wydarzeń w moim życiu. Z pewnością, to wydarzenie zostanie w mojej pamięci już do końca życia, jako jedno z najbardziej wyróżniających się. Chciałbym bardzo przybliżyć te emocje, które mi towarzyszyły, ale jest to trudne. Jest to mieszanka emocji, które są niepowtarzalne. Moim zdaniem, pojawiają sie one tylko wtedy, kiedy dokonuje się właśnie tak wielkich czynów.
KZ: Wyprawa została objęta patronatem honorowym Komendanta Głównego PSP. Miałeś okazję porozmawiać osobiście z nadbryg. Andrzejem Bartkowiakiem?
AS: Tak, wyprawa została objęta patronatem honorowym Komendanta Głównego Państwowej Straży Pożarnej. Byliśmy umówieni na spotkanie, jednakże wczoraj (tj. 03.08.2020 - przyp. red.) dostałem informację o tym, że ze względu na wzrost zachorowań na koronawirusa, w strukturach Państwowej Straży Pożarnej pojawiły się nowe obostrzenia. W związku z tym, nasze spotkanie nie może się odbyć. Wszystko to ma na celu zabezpieczenie formacji przed pandemią.
KZ: Cała akcja odbiła się szerokim echem w mediach tradycyjnych, jak i społecznościowych. Spodziewałeś się tak dużego i pozytywnego odzewu?
AS: W momencie organizowania wyprawy, mieliśmy takie założenie, aby dotrzeć do jak największej liczby mediów. Jednakże, skala zasięgu informacyjnego przerosła nasze najśmielsze oczekiwania. Myślę, że jest to świetna okazja, aby podziękować wszystkim osobom, które do tego się przyczyniły. W szczególności podziękowania kieruję w stronę Pani dr Barbary Przywary, która wsparła nas merytorycznie, w czasie organizowania akcji informacyjnej. Poza tym, jestem wdzięczny osobom, które udostępniły informacje o naszej wyprawie, a także zrzutkę w mediach społecznościowych
KZ: Jedno z twoich marzeń zostało zrealizowane. Skoro postawiłeś sobie tak wysoko poprzeczkę, to domyślam się, że nie była to twoja ostatnia wyprawa?
AS: Tak, jedno marzenie zostało już zrealizowane. Jest to kolejny kamyk na mojej górskiej drodze marzeń. W momencie zdobycia szczytu Dachu Europy, rozpocząłem planowanie kolejnej wyprawy. Tym razem, najprawdopodobniej celem będzie najwyższy szczyt Afryki - Kilimandżaro. Nie ukrywam, że jeżeli zdrowie i sytuacja geopolityczna na to pozwolą, chciałbym zdobyć Koronę Ziemi. Jest to jedno z moich prywatnych marzeń, oczywiście patrzę na nie długofalowo. Jest ono oczywiście zależne od wielu czynników. Zarówno moich osobistych, jak i tych zewnętrznych. Czas pokaże. Mam nadzieję, że wszyscy nasi czytelnicy będą trzymać kciuki za to, aby wszystko mogło się odbyć.
KZ: Jeśli chciałbyś dodać coś od siebie, to jest teraz najlepszy na to moment.
AS: Chciałbym dodać, że zbiórka dla fundacji Dorastaj z Nami w dalszym ciągu jest aktywna. Nadal można dokonywać wpłat na cele statutowe fundacji. Być może znajdą się osoby dobrej woli, które choćby najdrobniejszą kwotą, będą w stanie wesprzeć tę akcję. Bardzo mi miło, że duży akcent został postawiony na Straż Pożarną. Jest to dla mnie bardzo cenne.
Zbiórka dla fundacji Dorastaj z Nami
Grafika: Kamil Ząbczyk