Każdego dnia podejmujemy szereg decyzji. Zarówno w pracy, jak i w domu, czy nawet robiąc zakupy. Często przy tym narzekamy. Jakie mamy ciężkie życie, bo szef kazał nam przygotować dokumentację „na wczoraj”. Potrafimy krzyczeć wniebogłosy i wyzywać innych, bo stoimy w potężnym korku. Możemy godzinami zastanawiać się – mleko z laktozą, czy może sojowe? Narzekamy na to, że jesteśmy za grubi, za chudzi, za wysocy, za niscy. Zachowujemy się w ten sposób, podczas gdy nasz kolega z działu oddaje pracodawcy uzupełnione dokumenty, mimo że siedział całą noc z autystycznym synem. Sąsiadka na wózku przejeżdża koło naszego auta i pokonuje kolejne krawężniki, dziury, czy niedostosowane podjazdy. A dziewczyna obok nas w sklepie nawet przez chwilę się nie zastanawia – bierze najtańszy produkt, bo musi wystarczyć na leki dla mamy.
Według danych fundacji „Integralia” w Polsce żyje 5,5 mln osób niepełnosprawnych. Stanowi to 14% całej populacji, z czego wynika, że co siódmy Polak zmaga się z jakąś formą niepełnosprawności. Mijamy ich wszędzie, w pracy, na ulicy, w sklepie. Widzimy, a jakby ich nie dostrzegamy. Kiedy niewidomy ma problem z przejściem na drugą stronę jezdni, odwracamy wzrok. Gdy w autobusie zagaduje nas chłopiec z zespołem Downa, udajemy, że go nie słyszymy. W takich sytuacjach czujemy się nieswojo. Ale tak naprawdę dlaczego? – Problem jest przede wszystkim w nas – zdrowych dorosłych. Dzieci niepełnosprawne intelektualnie, z którymi pracuję na co dzień, są bardzo spontaniczne i naturalne. – komentuje Katarzyna Welc, opiekun dzieci niepełnosprawnych intelektualnie. – Uważam, że takie maluchy jeżeli są poddawane odpowiedniej edukacji i mają możliwość rozwoju to nie postrzegają siebie w kategorii „inny”. – dodaje.
Żyjemy w czasach poprawności politycznej i lęk przed tym, że moglibyśmy obrazić taką osobę lub, że ktoś inny mógłby pomyśleć o nas źle, prowadzi do tego, że dehumanizujemy osoby niepełnosprawne. Omijamy je wzrokiem, zachowujemy się przy nich nienaturalnie, stresujemy się przed rozmową z nimi. Czasami mamy dobre chęci, chcemy pomóc. Jednak sposób w jaki to robimy, prowadzi do tego, że takie osoby czują się gorsze, pomijane, niechciane. Według Adama Strzęciwilka, studenta trzeciego roku grafiki komputerowej i jednocześnie osoby niepełnosprawnej (choruje na Mózgowe Porażenie Dziecięce z Czterokończynowym Niedowładem), w takich sytuacjach kluczową rolę odgrywają wiek i status społeczny.- Osoby 50+ z wykształceniem podstawowym postrzegają osoby niepełnosprawne jako swego rodzaju „błąd losu”, tym samym zamykają przed nimi drogę do samorealizacji. Drugą grupą są osoby 50+ z wykształceniem wyższym i ludzie młodzi 20+. Takie osoby mają zdroworozsądkowe poglądy na temat niepełnosprawnych. Zachowują się w stosunku do nich naturalnie, dając takiej osobie impuls do działania. Wtedy jest to szansa, aby skupić się na możliwościach będących w naszych ograniczeniach- komentuje Adam i dodaje – Jestem przekonany, że ograniczenia jeżeli w ogóle są to, tylko i wyłącznie, w naszych głowach.
Czytaj cały tekst: issuu.com