Metaforą życia jest jego przemienność, od łez smutku po radości. Tak samo wzloty i upadki. Taka sama sytuacja jest na rajdowych OES'ach. Tomasz Zbroja jest wśród kibiców często określany mianem jednego z najdynamiczniej jeżdżących kierowców na Śląsku. W rozmowie z Krzysztofem Klimkiem - m.in. krótko podsumowuje ubiegły sezon w Rajdowych Samochodowych Mistrzostwach Śląska, opowiada też i ciężkim wypadku jaki miał podczas jednego z rajdów.
Krzysztof Klimek: W ubiegłym sezonie Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Śląska zająłeś w klasyfikacji generalnej 6 pozycję. Zadowalająco?
Tomasz Zbroja: Sezon 2016 na pewno był dla mnie w jakimś sensie wyjątkowy. Początki cyklu RSMŚ ułożyły się dla mnie bardzo niekorzystnie. Pierwsze dwa rajdy, których nie udało mi się ukończyć: 5 Rajd Mikołowski oraz 5 Rajd Zamkowy, były dla mnie fatalne, gdyż samochód ciągle doznawał różnych, drobnych awarii. Przez te usterki źle czułem się w swojej rajdówce, nie mogłem znaleźć odpowiedniego rytmu i niestety nie dojeżdżałem do mety.
Idąc dalej...
Z trzecim rajdem sezonu wiązałem wielkie nadzieje, ponieważ – można tak powiedzieć – był to mój „domowy” rajd (Rajd Ziemi Bocheńskiej), a odcinki specjalne były na wysokim poziomie. Zapowiadał się bardzo ciekawy pojedynek. Pierwszą pętlę przejechałem bezpiecznym tempem bez żadnych przygód. Zająłem wtedy 8 miejsce ze stratą prawie 16 sekund. Niestety dysponując samochodem w nieco gorszej specyfikacji niż czołowi zawodnicy, musiałem za każdym razem dawać z siebie wszystko, aby móc być konkurencyjnym.
Na drugą pętle wjeżdżałem wiedząc, że muszę przyspieszyć. Trochę optymistycznie oceniłem lewy zakręt i uderzyliśmy z pilotem mocno w drzewo. Dzwon był dosyć ciężki i samochód był kompletnie zniszczony. Już w domu, po wszystkim na spokojnie oszacowałem starty i nie widziałem żadnych szans na pojawienie się jeszcze w tym sezonie na odcinkach. Jak się okazało później, nie zostałem z tym sam. Zaczęło się od telefonu od Krzyśka Konara, który bardzo mi pomógł. Wymyślił i zorganizował akcję, dzięki której mogłem odbudować rajdówkę. Ten okres zawsze będę wspominał bardzo, bardzo dobrze. Rodzina, przyjaciele, znajomi, społeczność rajdowa, a nawet nieznane mi osoby – wszyscy oni byli i są niesamowici. Pomoc zaczęła spływać z tych różnych stron, pod różną postacią. W tym miejscu chcę jeszcze raz wszystkim bardzo podziękować za to, co dla mnie zrobiliście. Zauważyłem w tym szansę, którą musiałem wykorzystać.
Na horyzoncie czekała już kolejna runda RSMŚL.
Samochód zbudowałem tak naprawdę w jeden miesiąc dzięki pomocy przyjaciół i – rzutem na taśmę – skończyliśmy dzień przed rajdem Wisły. Nie ukrywam, że ten rajd zawsze był moim największym marzeniem i od kiedy pamiętam chciałem wziąć w nim udział. Co mogę powiedzieć? Rajd ten był dla mnie po prostu rewelacyjny. Samochód spisywał się świetnie. Dzięki oponom od mojego partnera – firmy EXTREME – oraz dobremu opisowi na odcinkach tego trudnego rajdu, czułem się bezpiecznie, pewnie i od razu złapałem fajny rytm jazdy. Wszystko to przełożyło się oczywiście na wyniki i spełniło się moje marzenie: wygrałem Rajd Wisły.
Kolejny był II Rajd Opolski, którego zeszłoroczną edycję bardzo dobrze wspominam. Byliśmy dobrze przygotowani, jednak na pierwszym OS popełniłem błąd i utknąłem poza drogą. Na metę przyjechałem z 30 sekundową startą. Do tematu podszedłem na spokojnie i regularnie odrabialiśmy straty, finalnie kończąc na 4 miejscu w „generalce” i na 3 w klasie. Może nie wygraliśmy tego rajdu, ale i tak byliśmy zadowoleni.
I ostatnia runda Mistrzostw Śląska.
Po Opolskim przyszedł czas na Cieszynkę. Rajd ten jest bardzo wymagający i można powiedzieć, że pokonał mnie drugi raz z rzędu i to na pierwszym OS. Miałem ciśnienie i wiedziałem, że muszę go wygrać, aby wskoczyć na podium klasy na koniec całego cyklu. Wiadomo, że najwięcej można zyskać na 1 OS, więc podszedłem do niego bojowo, ale niestety nie udało się. Nie zawsze wszystko wychodzi tak jakbyśmy chcieli.
Plus/Minus ja myślę, że intensywny, trudny i dobry sezon.
Naprawdę dużo mnie nauczył. Super doświadczeniem było ściganie się z tymi wszystkim zawodnikami, szkoda, że tak szybko się skończył, ale powoli cieszę się już na nadchodzące rywalizacje.
Patrząc na Twój styl jazdy – który wyróżnia Cię na tle innych kierowców – można chyba powiedzieć, że stosujesz się do określenia: „Kubica by nie hamował”?
Hmmm... nigdy nie sugerowałem się tego typu sloganami, chociaż nie ukrywam, że Rober Kubica jest moim autorytetem w rajdach.
Zawsze najbardziej cieszyła mnie prędkość. Po prostu staram się jechać co czuję, słuchać mądrych rad i wyciągać wnioski z błędów. Jednak na rajdzie niezwykle ważny jest również opis. Jeśli jest dobry i wzbudza w nas zaufanie, to można naprawdę rozwinąć skrzydła.
Czujesz gdzie jest ten limit?
Ciężko mi znaleźć odpowiedź na to pytanie. Zawsze można coś zrobić lepiej i limit przesuwa się jeszcze dalej. Po prostu jadę to co czuje i usłyszę od Piotrka – reszta układa się sama.
Nie sposób tu ominąć Twój dzwoń z Rajdu Bocheńskiego, możesz opowiedzieć jak to było? Jak wyglądały te sekundy przed i po wypadku, o czym myślałeś i co czułeś?
To była dla mnie i dla Piotrka bardzo ciężka sytuacja. Wina jest w 100% moja, gdyż pojechałem to co widziałem, a nie to co było w opisie. Na lewym, na oko łagodnym zakręcie, było podbicie, którego aż tak nie odczułem na pierwszej pętli, kiedy jechałem nieco wolniej. Przy dość dużej prędkości (obrotomierz wskazywał 5500 tys. obrotów na 4 biegu) podbiło nam samochód i wypadliśmy poza jezdnię. Myślałem, że tam są tylko krzaki, więc nawet nie zdejmowałem nogi z gazu. Miałem nadzieję, że z tego wyjedziemy. Niestety pod liśćmi było dosyć grube drzewo, które zauważyłem w momencie uderzenia. Uderzenie było naprawdę mocne i w tym miejscu chcę podziękować Przemkowi Smolińskiemu, który na ten rajd podarował mi kask z wyposażeniem „hans”. To był mój pierwszy rajd z „hansem” i pewnie gdyby nie to zabezpieczenie, mogłoby się to dla mnie bardzo źle skończyć. O dziwo pamiętam cały przebieg tego wypadku. Nie stało mi się kompletnie nic poza potłuczeniami, jednak Piotrek niestety nie miał tyle szczęścia, siedział po tej „gorszej”, prawej stronie i siła uderzenia złamała mu obojczyk. Ta cała sytuacja była dla mnie wielki szokiem, gdyż zaraz po uderzeniu nie wiedziałem, co tak naprawdę stało się Piotrkowi.
Atmosfera na odcinku aż kipiała już parę sekund po tym zdarzeniu.
Wiem też, że krążyły bardzo ciekawe historie i domniemania na temat stanu zdrowia Piotrka i całej zaistniałej sytuacji, ale zapewniam wszystkich, że jest już dobrze i Piotrek czuje się ok. Po ocenie tej sytuacji myślę, że to takie „szczęście w nieszczęściu”, bo mogło się to skończyć o wiele gorzej. Była to dla mnie też lekcja pokory i po tym wypadku zmieniło się moje podejście.
Niewiele jest informacji o obecnym stanie zdrowotnym Twojego pilota i jego kuracji po wypadku, a mocno oberwał. Wszystko z nim okej?
Piotrek to mocny gość i szybko się wykurował. Chylę mu czoła, że odważył się wrócić do mnie na „prawy”.
Nie boisz się, że po takich dzwonach pojawi się u Ciebie tzw. blokada?
Nie boję się. Dopóki wiem co zrobiłem nie tak i co muszę poprawić, „blokada” mi raczej nie grozi.
Zostawmy już temat Rajdu Bocheńskiego. Opowiedz jak wyglądały początki Twojej styczności z motoryzacją?
Motoryzacja towarzyszyła mi od zawsze, gdyż tata prowadzi warsztat samochodowy. Rodzicie byli kibicami Janusza Kuliga i oglądając z nimi rajdy zawsze mówiłem, ze chcę być „rajdowcem”. W sumie to właśnie tata „zaszczepił” we mnie pasję do rajdów.
W wieku około 7 lat dostałem od rodziców gokarta z silnikiem WSK i jeździłem nim po okolicy. Potem przyszedł czas na motocross, zdanie prawka, jazdę maluchami i kupno wymarzonego „seja” z klatką. Czasy „seja” wspominam mega pozytywnie. Nigdy mnie to auto nie zawiodło. Reszta potoczyła się szybko. Kilka sezonów w KJS i w rezultacie zrobienie licencji i dalsze, wyższe starty... Resztę znasz.
Tak. A jak wspominasz swoje pierwsze jazdy za kółkiem na OES'ach?
Pierwsze KJS bardzo miło wspominam. Wielkie ambicje nie mogły być jednak zrealizowane przy braku opisu i jeździe na tzw. „pałę”. Mimo to początkowy, szybki progres dawał mi wiele satysfakcji. Dla mnie to był super czas, który zawsze będę pozytywnie wspomniał.
Tymczasem w roku 2017 Śląsk pozostaje priorytetem?
Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji. Ciągle marzę, żeby znaleźć partnera, przy którym będę mógł się bardziej rozwijać. Obecnie robię bardzo dużo, żeby osiągnąć ten cel, ale jak wszyscy wiemy, nie jest to prosta sprawa. Być może w tym roku coś w tej kwestii się zmieni i posunie do przodu ... na razie RSMŚ są szczytem moich możliwości finansowych, wiec najprawdopodobniej widzimy się na Śląsku.
A rok 2016 ładnie zamknąłeś w słynnym Szilvester Rally na Węgrzech?
Świetny, klimatyczny rajd. Dla mnie to zupełna nowość i chciałem zmierzyć się z tymi wszystkimi załogami, których było ponad 200! Po udanym dla nas pierwszym odcinku ukończyliśmy na 47 pozycji w „generalce”. Niestety z dalszej rywalizacji musieliśmy się wycofać, ponieważ sprzęgło odmówiło posłuszeństwa w drodze na drugi OS, ale mamy plany, żeby wrócić na Węgry w tym roku.
Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.
Również dziękuję za rozmowę, a Was drodzy Czytelnicy zapraszam do śledzenie mojego fanpage’a na FB oraz na mój kanał na YouTubie.
www.facebook.com/ZbrojaWalczakRT/
www.youtube.com/channel/UCGwVILkyH0oOt9Ck5NxGxRA
W tym sezonie będzie się wiele działo - widzimy się na odcinkach.