W grudniu objął stanowisko grającego trenera Wiązownicy, która gra w czwartej lidze. Wcześniej występował w ukraińskiej, polskiej oraz niemieckiej lidze. W Polsce gra m.in. w Polonii Bytom i Górniku Łęczna.
Ma pan 34 lata. Jak pan określi swoją piłkarską karierę?
Moim zdaniem osiągnąłem sukces, miałem możliwość grać na Ukrainie, w Polsce i Niemczech. Być może wielu chciałoby być na moim miejscu. Oczywiście chciałbym zagrać więcej meczów, gdzieś jeszcze spróbować swoich sił, ale takie jest życie.
Po kilku latach grania na Ukrainie, zmienił pan klub i bronił przez sezon barw Górnika Łęczna. Jak udało się trafić do Polski i w jaki sposób przyzwyczaił się pan do polskiej piłki nożnej?
Na Ukrainie zaczynałem na poziomie zawodowym w drużynach Borodzianka i Energetyk. Po tym, jak zakończyłem umowę z Energetykiem otrzymałem propozycję z Polski – przeprowadzić się do Górnika. Spodobałem się trenerowi i zostałem. Szybko nauczyłem się polskiego, język podobny do ukraińskiego – po dwóch obozach przedsezonowych już dobrze go znałem.
Górnik zamieszany był wtedy w skandal korupcyjny i postanowił pan wrócić na Ukrainę i zagrać w zespole Desna. Miał pan możliwość zostać w Polsce?
Przesunęli nas do niższej ligi, dlatego nie chciałem zostać w Górniku. Miałem możliwość pozostania w Polsce, dostałem propozycję od Ruchu Chorzów. Jednak nie miałem prawa zagrać w lidze przez 3-4 miesiące, okno transferowe było już zamknięte. Pojechałem do domu, gdzie Desna zaproponowała grę w jej składzie, później wróciłem do Polski.
Dalej była Polonia. Media w tamtych czasach pisały, że został pan powołany, aby uratować drużynę, ponieważ zajmowała ona 14 miejsce. Udało się?
Byłem w Czernihowie, kiedy otrzymałem telefon od mojego agenta, który zaproponował mi Polonię Bytom. Później zadzwonił i zaprosił mnie trener Michał Probierz. Mieliśmy wtedy mocny skład, dołączyli piłkarze ze Słowacji. Widać było, że Probierz bardzo się stara i chce, aby każdy wiedział co ma robić na boisku, dlatego zostaliśmy w Ekstraklasie. Nawet teraz, kiedy odwiedzam Bytom, to podchodzą kibice i mi dziękują. Generalnie na Śląsku zawsze dobrze kibicują.
Później grał pan za niemiecką Energię Cottbus, jednak kontrakt został przedterminowo zerwany i opuścił pan klub.
Grając za Polonię wiedziałem, że śledzą mnie przedstawiciele niemieckiego klubu. Kiedy trafiłem do Energii, byliśmy w Bundeslidze, ale przegraliśmy ostatni mecz i spadliśmy do pierwszej ligi. Główny trener opuścił drużynę, a nowy nie widział mnie w składzie. Chociaż wyszedłem w 4-5 meczach i strzeliłem bramkę, to nie przekonałem trenera. Trudno było też nauczyć się języka, przez co nie mogłem porozumieć się z trenerem.
Przed transferem do Czornomorca mówił pan, że nie udało się zagrać w ukraińskiej Ekstraklasie, bo nikt pana nie zna. W Czornomorcu się udało.
Byłem jeszcze w Niemczech, kiedy zaprosił mnie Czernomorec – zadzwonił trener Roman Hryhorczuk. Powiedział, że planuje awansować z drużyną do Ekstraklasy. Odessa jest znaną marką na Ukrainie, dlatego zgodziłem się na propozycję. Awansowaliśmy wtedy do ukraińskiej Premier Ligi, klub budował nowy stadion i wiedziałem, że Czernomorec osiągnie sukces. Niestety nie udało się pograć dłużej niż pół roku, ponieważ miałem poważną kontuzję pleców. W związku z tym nie mogłem trenować i chciałem zakończyć karierę.
Pańska żona Olha też grała w piłkę nożną. Rodzina wspiera pana na miejscu w Polsce, czy mieszka na Ukrainie?
Żona niejednokrotnie była mistrzynią w składzie Legendy oraz reprezentowała drużynę Ukrainy. Kiedy przeprowadziłem się do Polski, Olha pojechała za mną. W składzie Unii Racibórz wygrywała ligę, ale kiedy urodziła córkę musiała zakończyć karierę. Później wróciła jeszcze do Legendy Czernihow. Mamy córeczkę oraz syna. Mieszkam w Jarosławiu, a resztę rodziny w Czerihowie, ale zamierzam sprowadzić ich tutaj.
Po nieudanej próbie w Czernomorcu i zagraniu w lidze amatorów wyruszył pan do Korony. Tam odbył się przegląd wraz z Pylypczukiem, który został piłkarzem Korony.
Rozmawialiśmy o przeglądzie z trenerem Korony, jednak kiedy przybyłem, trenerem był już ktoś inny. Ta osoba nie wiedziała, jak poruszam się na boisku. Po kilku treningach powiedzieli mi, że nie pasuję do drużyny. Moim zdaniem, gdyby został poprzedni trener, to sytuacja ułożyłaby się inaczej. Cieszę się, że Pylypczuk został piłkarzem Korony i nadal tam gra. Chociaż istnieje problem z limitem na cudzoziemców.
Grał pan także w trzeciej lidze w Motorze oraz JKS Jarosław, dzisiaj jest pan grającym trenerem czwartoligowej Wiązownicy. Myśli pan, że uda się jeszcze zagrać w wyższych ligach?
Jedna drużyna z drugiej ligi proponowała mi transfer, jednak postanowiłem przyjąć stanowisko grającego trenera. Mając 34 lata zamierzam wkrótce zakończyć karierę piłkarską. Trzeba coś zmieniać, dlatego postanowiłem spróbować się w roli trenera. Wiązownica pomaga mi w zrobieniu kursu trenera, za co jestem im bardzo wdzięczny. Z drużyną podpisałem umowę na pół roku i jeżeli wszystko będzie w porządku, będziemy dalej współpracowali.
Jak idzie kurs i przeprowadzenie treningów?
W czasie, gdy grałem w JKS Jarosław chciałem spróbować trenować dzieci. Dostaliśmy z Bartkiem Gliniakiem grupę rocznika 2008-2009. Dla nich to jest zabawa, kiedy przychodzą na treningi po lekcjach zagrać w piłkę nożną. Niedawno zacząłem robić kurs trenera, już długo o tym myślałem. Grając w różnych drużynach notowałem sobie rozkład treningu i robiłem analizę. Z kursu dowiedziałem się o wielu metodach prowadzenia treningów. Staram się wykorzystać to doświadczenie w praktyce i z radością prowadzę treningi. Dążę do tego, żeby chłopaki pozytywnie podchodzili do treningu. Nie każdy w drużynie ma zawodową umowę i dlatego trudno jest też po pracy oraz lekcjach oddać się na sto procent na treningu.
Co zmienił pan już w taktyce drużyny?
Przede wszystkim, chciałbym podziękować byłemu trenerowi Bogusławowi Sierżędze, który poświęcił trzy lata Wiązownicy i opuścił klub w bardzo dobrym stanie. Wraz z trenerem poszło dwóch zawodników, więc na ich miejsce wypożyczyliśmy od Resovii Michała Daniela i Adriana Mołdocha na pół roku. W naszym składzie zagra także Kacper Ropa z JKS Jarosław.
Czy władze miejskie wspierają Wiązownicę w wystarczającym stopniu?
Kierownictwo naszej drużyny współpracuje z władzami i jesteśmy za to im wdzięczni. Mamy bardzo dobre boisko, również sztuczne, teraz trenujemy na hali i orliku – dla poziomu czwartoligowej drużyny to wystarczy. Zazwyczaj wszystkie sparingi gramy na sztucznym boisku na Resovii. Wiem, że gmina nas wspiera – niedawno otrzymaliśmy nowego busa dla wyjazdów drużyny, postawili tablicę wyników oraz zamierzają dobudować światła na całym boisku.