logo wsiiz main

POLECAMY

Anastasiia Buha

Artykuły
Typografia
  • Smaller Small Medium Big Bigger
  • Default Helvetica Segoe Georgia Times

Wielu Polaków odznaczyło się na frontach II wojny światowej. Byli wśród nich komandosi, zwykli żołnierze, szpiedzy, waleczni cywile, a nawet… jeden niedźwiedź. Był to towarzysz bardzo wierny i wydaje „misie”, że dosyć nietypowy. Jak na niedźwiedzia pełnił rolę dobrego asystenta na polu bitwy, a także był świetnym przyjacielem, miłośnikiem piwa, palaczem dobrych cygar, utalentowanym podrywaczem kobiet oraz koneserem sztuki. Jakich zatem wielkich przygód doświadczył nasz miś?

Posłuchaj w formie podcastu

W kwietniu 1942 r. polskich żołnierzy ewakuowano z terenów ZSRR. Kierowali się oni w stronę Palestyny. Podczas jednego z przystanków, na terenie Iranu natrafili na pewnego perskiego chłopca. Akurat Polacy jedli posiłek, więc zaprosili dziecko, aby się do nich dosiadło. Zainteresował ich szczególnie worek zawieszony na jego szyi, który zaczął się nagle poruszać. Po krótkiej chwili wyłonił się z niego mały pyszczek. Był to pierwszy raz, kiedy nasi rodacy mieli okazję zobaczyć tytułowego misia. Chcieli oni odkupić zwierzaka, gdyż wiedzieli, że maluch będzie miał spore problemy z przetrwaniem w tak młodym wieku bez matki. Zresztą – nawet jeśli przeżyje, to czekać go będzie okrutne cyrkowe życie. Chłopiec, który przyniósł misia ze sobą dosyć dobrze się targował. Ostatecznie cena za zwierzaka wyniosła odrobinę pieniędzy, solidny nóż, tabliczkę czekolady oraz dużej wielkości konserwę.

Polacy niezwykle ucieszyli się z dokonanego zakupu, gdyż raczej ciężko nabyć słodkiego niedźwiadka. Jednak już na początku pojawił się pewien problem. Nie mieli pojęcia, jak mają wychowywać tego typu zwierzę. Trudności pojawiły się też z podawaniem pokarmu. Szybko wpadli jednak na innowacyjny pomysł. Postanowili mieszać wodę ze skondensowanym mlekiem, które wlewali do butelki po wódce. Pozwijane szmaty natomiast pełniły rolę smoczka. Polacy wychowywali misia najlepiej jak potrafili. Szybko nadali mu też imię, a wybór padł na typowo polskie – Wojtek. Miś bez problemów zaaklimatyzował się w swojej nowej rodzinie. Dodatkowo Polacy zapewniali mu najróżniejsze zabawy: grali z nim w berka bądź w zapasy (oczywiście na początku Wojtuś przegrywał, ale z czasem jak podrósł to powalał nawet sześciu na raz).

 

Kilka wesołych niedźwiedzich sytuacji

Nie brakowało też sporej liczby dosyć śmiesznych sytuacji, jakie spotkały naszego misia. Dla przykładu: kiedy Polacy dotarli do Palestyny, niedźwiedź wpadł na pewien pomysł. Zachciało mu się wspinaczki po drzewach. Problem leżał w tym, że nasz pluszowy bohater nie miał dobrego sposobu na zejście z tegoż drzewa, dlatego siedział na gałęzi cicho i spokojnie, bez wzywania pomocy. Kiedy już mu się to znudziło, zwieszał się w dół i spadał na pyszczek. Rzecz jasna było to dosyć bolesne doświadczenie, więc po paru nieprzyjemnych lądowaniach poszedł w końcu po niedźwiedzi rozum do głowy i opanował również sztukę schodzenia z drzewa. Innym przykładem takiej historii są zabawy z jednym z najlepszych przyjaciół misia Wojtka - psem. Był to dalmatyńczyk, który należał do pewnego dowódcy angielskiego. Podczas gonitwy pies lubił wycinać naszemu misiowi małe figle. Kiedy się już rozpędzali, to zatrzymywał się on nagle, przez co Wojtek, wraz ze swoją masą, zazwyczaj leciał dalej, kręcąc przy okazji parę koziołków.

Był raz nawet taki dzień, w którym miś Wojtek wyciął numer kilku innym członkom obozu. W trakcie swojego codziennego spaceru natrafił on na sznurek z praniem, na którym suszyła się damska bielizna. Nasz bohater, nie wiele myśląc, zdjął bieliznę ze sznurka i pobiegł w przeciwną stronę. Uznał, że śmiesznie będzie jeśli ją sobie pożyczy. Nasi żołnierze mieli całkiem niezły ubaw patrząc na półnagie dziewczyny biegające za niedźwiedziem, który gnał na oślep, gdyż część damskiego ubioru zasłaniała mu oczy. Panowie w końcu zdali się na dżentelmeński gest i pomogli paniom w odzyskaniu zguby. Stwierdzili, że skorzystają z okazji i zaproszą poszkodowane panny na małą imprezę przeprosinową. Dzięki owej sytuacji mogli się lepiej się poznać, a przede wszystkim przekonać damy, że „wcale nie taki niedźwiedź straszny, jakim go gonią”. Dziewczyny wręcz pokochały Wojtka. Z resztą – był z niego prawdziwy słodziak, gdyż uwielbiał on słodycze. Nasi żołnierze często dokarmiali niedźwiedzia zdobytymi przekąskami, a na śniadanie serwowano mu mleko, dżem bądź płatki owsiane. Panie również miały okazję trochę podkarmić niedźwiadka, jak i mogły go do woli głaskać (drugą ręką trzymały panów, tak dla otuchy). Panowie szybko podchwycili temat i stwierdzili, że mają niezłego „niedźwiedzia na baby”.

Nasz niedźwiedź uwielbiał również kąpiele, a jedna z nich uratowała w pewien sposób życie Polakom. Z początku pod prysznic szedł wraz z innymi żołnierzami. Jednak dosyć szybko opanował obsługę łaźni, dzięki czemu mógł bez skrępowania korzystać z kąpieli, kiedy mu się żywnie podobało. Niestety w ich trakcie zużywał cały zapas wody, co z kolei nie było korzystne podczas pobytu na pustyni. Nasi rodacy musieli trochę ograniczyć swobody Wojtkowi i zaczęli zamykać prysznice. Od tego momentu nasz niedźwiedzi bohater tylko się czaił, aż w końcu ktoś nie podejmie się kąpieli. Pewnego dnia zobaczył on, że drzwi są uchylone. Tak się ucieszył, że wparował w najlepsze do łaźni… i wtedy rozległ się ogromny pisk, jakby kogoś żywcem obdzierano ze skóry. Kiedy nasi żołnierze dobiegli na miejsce okazało się, że w łaźni właśnie czaił się arabski szpieg. Nie spodziewał się jednak, że jakiemuś niedźwiedziowi przyjdzie ochota na kąpiel. Polacy pogrozili arabowi, że jak nie zacznie mówić, to najprawdopodobniej będzie musiał wziąć wspólny prysznic z Wojtkiem – bardzo szybko przyznał się dla kogo pracuje i że jego celem był magazyn broni. Nasz miś nie obszedł się bez nagrody. Podarowano mu kandyzowane owoce, trochę piwa a przede wszystkim udostępniono prysznic i to bez ograniczeń, przez co następnego dnia trzeba było uzupełnić zapas wody.

Należy podkreślić również fakt, że niedźwiedź spożywał z żołnierzami alkohol. Biorąc pod uwagę wszystkie śmieszne filmiki oraz memy, jakie w obecnych czasach krążą w Internecie, to nasi rodacy zdecydowanie przebili wszystkich (zwłaszcza Rosjan) i pili sobie w najlepsze z niedźwiedziem. Niestety, wbrew pozorom misie mają słabe głowy i szybko się upijają. Wystarczy im tylko butelka wina (choć Wojtek wolał piwo). Poza piciem chętnie też palono z nim papierosy. Co prawda ciężko było to czasem nazwać paleniem, ponieważ zdarzało mu się połykać tlące się jeszcze fajki. Ciekawostką jest też to, że nabył ten nawyk poprzez obserwowanie swoich towarzyszy, gdyż nigdy nie tykał się niezapalonych papierosów.

 

Niedźwiedź na front!

W lutym 1944 r. doszło do zmiany w życiu Wojtka. Był on już honorowym członkiem 22 Kompanii Zaopatrzeniowej Artylerii, więc zdecydował się aby wypłynąć z naszymi na walki o Monte Casino. Jego kompania miała za zadanie transportować amunicję na stanowiska, w których znajdowały się działa. Niestety – nasz niedźwiedzi kompan nie od początku radził sobie ze specyficzną naturą wojny. Z początku przerażony przesiadywał całymi dniami w swoim namiocie, obawiając się każdego usłyszanego wybuchu. Dopiero z czasem przyłączył się do swoich towarzyszy w boju i o dziwo świetnie sobie radził. Na początek obserwował co robią inni i nagle, jakby to było jego codzienne zadanie, podszedł i wyciągnął swoje niedźwiedzie łapy, aby wziąć ze sobą skrzynie. Jego przyjaciele byli w szoku, bo z największą dbałością przenosił nawet 45 kilogramów ładunków wybuchowych z zapalnikami. Nigdy nie upuścił nawet jednego pocisku. Jedynym problemem była motywacja Wojtka, gdyż z początku podejmował się przeniesienia kilku skrzyń i… przez następne kilka godzin leniuchował. Polacy nauczyli go, że zawsze jak coś doniesie to dostanie pyszną przekąskę, a że był z niego „słodziak łasy na słodkości”, to stał się najciężej pracującym misiem. Dzięki niemu oddział przeniósł łącznie 17,3 tysiąca ton amunicji, 1.200 ton paliwa i 1.100 ton racji żywnościowych.

Poza takimi wesołymi sytuacjami, zdarzały się też bardziej przerażające, po których opiekunowie Wojtka musieli go karać. Należy pamiętać, że miś Wojtek był niedźwiedziem. Z tego tytułu poddawał się swoim zwierzęcym instynktom. Często atakował on zwierzęta, jakie znajdowały się w pobliżu, np. kilka razy prawie zaatakował pasącego się osiołka. Na szczęście zawsze wtedy uspokajano Wojtka na najróżniejsze sposoby. Pewnego dnia, ku zdumieniu wszystkich, ruszył na konia, jaki przebywał nieopodal. Nikt nie mógł wtedy nic poradzić, patrzono bezradnie na szarżę niedźwiedziego towarzysza. Jednak koń miał inne plany. Kiedy niedźwiedź podbiegł dostatecznie blisko, to dostał kopa w pyszczek, że aż pokoziołkował do tytułu i uciekł za plecy swoich towarzyszy Kompanii.

 

Powojenne losy misia Wojtka

Po zakończeniu wojny, we wrześniu 1946 r. Polacy opuścili Włochy i udali się do Szkocji. Wyruszył  z nimi również Wojtek. Chcąc rozweselić, znudzonego brakiem spektakularnych akcji, Misia, Polacy zdecydowali się zabierać go do barów oraz na różne występy kulturalne w tym do teatru czy opery. Okazało się wtedy, że nasz niedźwiedź bardzo lubi przyswajać dobra kultury.

Wydarzenia związane z niedźwiedziem na pewno mocno zapadły w pamięć byłych członków 22 Kompanii Zaopatrzeniowej Artylerii. Zwłaszcza, że w końcu musiał nadejść czas rozstania. Nastawał bowiem okres wielkiej demobilizacji.

 

Smutnego rozstania nadszedł czas

Żołnierze zaczęli masowo odchodzić „do cywila”. Zostawiali za sobą rzemiosło wojenne na rzecz spokojnego życia. Trzeba było zrobić coś z dotychczasowym towarzyszem - Misiem Wojtkiem. Odesłanie go do kraju nie wchodziło absolutnie w grę. W Polsce nastały czasy komunizmu i najprawdopodobniej niedźwiadek zostałby maskotką nowego rządu. Odesłany został więc do Zoo w Edinburgh’u.

Zanim jednak się to stało, nastąpiło bolesne dla wszystkich rozstanie - 15 listopada 1947 r. Nie ma co się oszukiwać – wszyscy płakali bez opamiętania. I to nie dniami czy tygodniami a miesiącami. Jego opiekun po odprowadzeniu go na wybieg po prostu się odwrócił i odszedł. Ledwo się kontrolował, aby nie rozpłakać się na oczach Wojtka. Nasz Miś usiadł na wybiegu i czekał… po prostu czekał aż jego opiekun wróci do niego i znów zacznie się z nim bawić…

Stan psychiczny i zdrowotny Wojtka zaczynał się pogarszać i po 16 latach życia w Zoo, 2 grudnia 1963 r.  zmarł ten wielki i niezwykły towarzysz. Pamięć o nim jednak nie umarła. Doczekał się wielu pomników w Krakowie czy w Edinburgh’u. Prawdopodobnie otrzymał on nawet własny grób. Pamięć o nim trwa do dziś. Był to jeden z najbardziej zaszczytnych reprezentantów Wojska Polskiego.O kolejnych będziemy mieli jeszcze okazję się dowiedzieć w kolejnych artykułach z cyklu „W pogoni za historią – II wojna światowa”. Do zobaczenia w przeszłości!

 

 

 

 

Herb Miasta Rzeszowa
Rzeszów - Stolica innowacji
Teatr Przedmieście
ALO Rzeszów
Klub IQ Logo
Koło Naukowe Fotografii WSIiZ - Logo
acropip Rzeszow
drugi wymiar logo
akademia 50plus