Pokochałam teatr dzięki występom w zdawałoby się błahych przedstawieniach. „Czerwony Kapturek”, „Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków”, coś o Świętach Bożego Narodzenia, „Demeter i Kora” - te i wiele innych pamiętnych dla mnie występów, w których grałam pierwszoplanowe role.
Chwile te okazały się dla mnie kluczowe, ponieważ skierowały mnie w stronę magicznego świata, pełnego refleksji, dzwoneczków, niebanalnych osobowości, przeplatanego tabunem emocji.
Ale dosyć zbędnych słów, wyznam wreszcie wprost moją przypadłość. Przyznaje się - jestem uzależniona od teatru. Bezgranicznie zakochana w jego magii. Działa na mnie jak wanilia i mięta - mam dobry nastrój i czuje pobudzenie w rejonach mózgu. Silny przypływ nieokreślonej mocy do działania.
To niczym prowokacja. Teatr wywołuje u mnie szybsze bicie serca. Budzi moją wyobraźnię ze stanu spoczynku. Zajmuje ważne miejsce w moim życiu. Ma znaczenie chociażby dlatego, że stanowi obietnicę , że w tym narcystycznym świecie, da się zachować cząstkę człowieczeństwa – serca i duszy. Dla mnie jest też kluczem do – przynajmniej chwilowego – wyrwania się z nieznośnej egzystencji. Chodzi o zatrzymanie się na chwilę. Ta niejasna siła rażenia wprowadza jakość do naszego życia. Sprawia, że przez jakiś nieokreślony czas traktujemy sprawy codzienne w niecodzienny sposób. Bardziej świadomy. Zyskujemy nową perspektywę i doceniamy fakt samego bycia. Dobre przedstawienie wywołuje emocje, pozwala doświadczyć. A przede wszystkim skłania do refleksji.
Przeczytaj cały artykuł: Teatroholizm
Zdjęcie: Natalia Kabanov