Wydawałoby się, że wartości, jaką jest prawda, nic nie jest w stanie zagrozić. Ład społeczny, relacje międzyludzkie, badania naukowe – to całe uniwersum zawsze wspierało się na jej fundamencie. Obecnie coraz częściej słyszymy jednak, że żyjemy w czasach postprawdy. Na czym polega ten fenomen? Czy trzeba się przed nim bronić? Jeśli tak, to jak?
Kariera pojęcia „postprawdy” nabrała tempa w 2016 roku, kiedy redaktorzy Słowników Oxfordzkich uznali wyrażenie „post-truth” słowem roku w obszarze języka angielskiego. Wcześniej ten termin pojawiał się incydentalnie w humanistyce i naukach społecznych, ale zadomowił się w dyskursie publicystycznym dopiero trzy lata temu. Data ta jest nieprzypadkowa i od razu nakreśla nam kontekst znaczeniowy pojęcia postprawdy. Mianowicie, w 2016 roku doszło do dwóch wydarzeń, które zaskoczyły dziennikarzy, establishment polityczny oraz sporą grupę obywateli Zachodu: mieszkańcy Wielkiej Brytanii zagłosowali w referendum za opuszczeniem Unii Europejskiej, a w Stanach Zjednoczonych wybrano Donalda Trumpa na prezydenta. Co istotne, do podjęcia tej decyzji przez większość społeczeństw w obu krajach miała doprowadzić manipulacja na nieznaną wcześniej skalę. W mediach masowych (tabloidach, telewizyjnych programach publicystycznych) oraz mediach społecznościowych (Faceebook, Twitter) zaczęto celowo szerzyć nieprawdziwe informacje, tzw. fake newsy, które miały zdyskredytować oponentów politycznych, związanych zasadniczo z lewicą i liberalnym centrum, oraz ich dążenia, takie jak pozostanie UK w UE. Flagowym przykładem może być tu podawanie nieprawdziwej kwoty, jaką Wielka Brytania miałaby rzekomo móc wpłacać do National Health Service (brytyjskiego NFZ) co tydzień, zamiast przekazywać ją do wspólnego budżetu UE. Choć dementowano tę informację, pokazując, na czym polega jej fałsz, na tyle przemówiła ona do wyobraźni wielu obywateli UK niechętnych Brukseli, że wzmogła efekt masowego głosowania za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Skala nieprawdziwych informacji stała się tak nieprawdopodobna, że w języku polskim fake news zastąpiono bardziej swojskimi „fejk newsami”.
Analizując tę sytuację, można zdiagnozować główne mechanizmy stojące za pojawieniem się postprawdy oraz określić jej podstawowe cechy. Pojęcie postprawdy jest związane przede wszystkim ze sferą polityki, lub, szerzej to ujmując, życiem społecznym. W społeczeństwie, będącym zbiorem wielu jednostek i grup, ścierają się różne poglądy i interesy. Tak było od zarania dziejów i w miarę emancypowania się kolejnych grup obywateli (kobiet, osób uboższych, ludzi różnych ras) ta mozaika stawała się tylko bogatsza. Głównym problemem było i jest takie uzgodnienie ich interesów, aby zostały zaspokojone dążenia jak największej części społeczeństwa. Prowadzono więc dyskusje – w zgodzie z modelem demokracji deliberatywnej – w których politycy, jako reprezentanci obywateli, starali się ich przekonać do podjęcia takich a nie innych decyzji, które miały przynieść pozytywne skutki dla możliwie największej części społeczeństwa.
Tu przechodzimy do kluczowej sprawy: celem polityków nie jest tylko uzasadnienie określonych decyzji, ale zachęcenie obywateli do ich poparcia. Polityka nie jest domeną czysto poznawczą, ale wiąże się z pragmatyką, w tym przypadku perswazją. Perswazja tym różni się od samej argumentacji, że jej celem jest nie tylko przedstawienie racji stojących za określonymi rozstrzygnięciami, ale nakłonienie interlokutorów do ich akceptacji. Aby jednak mieć pełny obraz tego mechanizmu, musimy odróżnić perswazję od manipulacji. Perswazja odwołuje się tylko do przesłanek prawdziwych, czyli informacji które na dany moment są potwierdzone, podczas gdy manipulacja polega na skłanianiu do podjęcia określonego działania poprzez celowe przeinaczanie i wypaczanie informacji. Rozwój mediów, zarówno masowych, jak i społecznościowych stworzył nowe platformy i kanały, w których mogą się szerzyć takie treści, dziś zwane fejk newsami. Kariera newsa zasadza się na nowości: news jest newsem dopóki jest new. Problem w tym, że zanim fałszywy news zostanie zweryfikowany, a właściwie sfalsyfikowany, czyli zostanie wykazana jego nieprawdziwość, już się o nim zapomina. Jednak ogólne wrażenie, jakie miał wywołać, np. zniechęcenie do czyjejś osoby, często oddziałuje nadal. W ten sposób niknie możliwość racjonalnego porozumiewania się, a społeczną komunikację opanowują emocje. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że miejsce dialogu zajmuje nienawistne przekrzykiwanie się, ponieważ celem fake newsów jest wzbudzenie negatywnych emocji, tzw. hejt, czyli nienawiść eskalująca głównie poprzez kanały komunikacji internetowej.
W ten sposób dochodzimy do pojęcia postprawdy, w której przedrostek „post-” wskazuje na postać schyłkową. Nie chodzi tu o chronologię – nie jest tak, że kiedyś istniała prawda, która przeminęła i współcześnie mamy do czynienia tylko z postprawdą. Chodzi tu raczej o degenerację czy zwyrodnienie mechanizmów kontroli społecznej dotyczących tego, co uważamy za prawdę.
W czasach twardej rynkowej gry o sukces komercyjny media starają się schlebiać swoim odbiorcom, chcąc w ten sposób uczynić ich lojalnymi konsumentami swojej marki medialnej. W związku z tym w coraz większej liczbie przypadków media odwołują się do emocji, sympatii i antypatii swoich odbiorców, oferując im spójną z ich światopoglądem wizję „rzeczywistości”, dość odległą od faktów, które można byłoby zweryfikować.
Nie oznacza to jednak, że etos dziennikarstwa zorientowany na weryfikującą kontrolę władzy upadł. Możemy bowiem ciągle starać się tworzyć takie media, których celem nie będzie kreowanie rzeczywistości, ale jej relacjonowanie. Oczywiście nie wyklucza to tego, że dziennikarze i publicyści mają swoją określone poglądy i poprzez ten filtr mogą przedstawiać świat polityki. Nie powinno to jednak być równoznaczne z przyzwoleniem na świadome rozpowszechnia fałszu w celu zdyskredytowania przeciwników. Media powinny pozwalać nam na weryfikację przedstawianych przez siebie informacji i dopuszczać do głosu swoich oponentów. Tylko tyle i aż tyle.